Tymczasem Fed nie spieszy się z zacieśnianiem, ale robią to kraje azjatyckie: po Australii przyszła kolej na Chiny i Indie. Rynek zareagował bardzo nerwowo, jednak czy są ku temu powody?
[srodtytul]Stopa rezerw rośnie[/srodtytul]
Informacją, która najbardziej poruszyła rynki było podniesienie stopy rezerw obowiązkowych o 50 bp w Chinach do 15,5%. Wkrótce na podobny ruch (o 75 bp) zdecydowały się Indie. Przy tej okazji warto przyjrzeć się narzędziom, które mają do dyspozycji banki centralne. Inwestorzy przywykli do tego, iż banki centralne używają przede wszystkim zmian stóp procentowych do wpływania na dostępność i koszt pieniądza rynkowego. Tymczasem w gospodarkach mniej rozwiniętych, takich jak Chiny, zakres faktycznie używanych narzędzi jest znaczenie szerszy. Podniesienie stopy rezerw obowiązkowych powinno ograniczyć kreację pieniądza i w połączeniu z bezpośrednimi zaleceniami (kilka chińskich banków informowało o zaprzestaniu udzielania kredytów w ostatnim tygodniu stycznia) podnieść koszt pieniądza. Efekt będzie zatem podobny, jak w przypadku podniesienia stóp banku centralnego.
[srodtytul]Chiny mają złe doświadczenia[/srodtytul]
Biorąc pod uwagę, iż jeszcze kilka miesięcy temu chińskie władze zdawały się być zdeterminowane, aby za wszelką cenę nie dopuścić do spowolnienia gospodarki, obecne działania mogą wydawać się zaskakujące. Chiny mają jednak doświadczenia z efektami nieodpowiedniego zarządzania ryzykiem w sektorze bankowym, co może być częściową odpowiedzią, dlaczego tym razem działają tak szybko. Choć wolumen udzielanych kredytów wzrastał w minionym roku bardzo szybko, w relacji do PKB jest ciągle dużo niższy niż jeszcze kilka lat temu. W połowie 2009 roku relacja kredytów dla instytucji niefinansowych do PKB wynosiła 43%. To więcej niż 38% na koniec 2008 roku, ale nieporównywalnie mniej niż 73% z 2000 roku, czy 64-68% z kolejnych czterech lat. W ujęciu nominalnym wolumen tych kredytów wzrastał, ale znacznie wolniej niż PKB. Dlaczego tak się działo?