Podczas gdy w okresie, w którym oscylator był jeszcze powyżej owej strefy, WIG stracił prawie 4 proc. względem ostatniego szczytu, to później przecena wyniosła już zaledwie 0,8 proc. (licząc do ostatniego dołka z poniedziałku), przy czym długość obu tych okresów była porównywalna.
Widać więc, że podaż nie jest na tyle zdeterminowana, by przezwyciężyć obserwowane w ostatnich miesiącach zależności. Jeśli wziąć pod uwagę, że od czasu rozpoczęcia długoterminowego trendu wzrostowego w lutym 2009 r. spadek oscylatora stochastycznego do strefy wyprzedania był zawsze zapowiedzią rychłego odbicia, a w nieco dalszej perspektywie sięgnięcia przez WIG nowych szczytów, to sytuacja nie wygląda źle z punktu widzenia posiadaczy akcji.
Tym bardziej że w trakcie korekty spadkowej rozpoczętej w przedostatnim tygodniu stycznia WIG nie przebił żadnego istotnego poziomu wsparcia. Za taki można uznać dołki z przełomu listopada i grudnia ub.r. (39 083 - 39 169 pkt).
Cały ten w miarę pozytywny obraz trzeba będzie przemalować dopiero w momencie, gdy WIG sforsuje ową strefę wsparcia. Będzie to jednocześnie sygnał, że krótkoterminowe wyprzedanie (sygnalizowane przez oscylator stochastyczny) jest już niewystarczające do tego, by powstrzymać dalszą przecenę, a to z kolei byłoby wyraźną oznaką tego, że zaobserwowane w minionych kilkunastu miesiącach zależności tracą ważność.
Jeśli zaś chodzi o czynniki fundamentalne, to powróćmy jeszcze do opublikowanego w poniedziałek wskaźnika PMI dla Polski. Z jednej strony optymiści mogą się czuć rozczarowani, a nawet zaniepokojeni, bo ten jeden z najważniejszych wskaźników makro zamiast kontynuować imponujący wzrost, mocno spadł. Zniżka o 1,4 pkt to największy spadek od grudnia 2008 r., co - biorąc pod uwagę silną zależność między PMI a dynamiką WIG - jest faktycznie powodem do zaniepokojenia. Z drugiej strony, jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że miesięczne dane o PMI bywają dość wahliwe, to sytuacja nie wygląda tak dramatycznie. Trzymiesięczna