Dziś na tle tracących na wartości światowych indeksów, nasz rodzimy indeks znów wyróżnił się in minus. Spadek wskaźnika o 4,11 proc. to najwyższa dzienna przecena od października 2009 r.
Pretekstem do pozbywania się akcji były obawy inwestorów o kondycję finansową państw południowej Europy twierdzą dość zgodnie analitycy. Od rana ceny poszły w dół co najbardziej odczuli posiadacze papierów z tzw. krajów wschodzących. Ale również na giełdach zachodnich realizowano zyski. Tu obok obaw o kondycję Hiszpanii czy Portugalii, graczy mogły zaniepokoić dane z niemieckiej gospodarki. W grudniu zamówienie w przemyśle spadły o 2,3 proc., podczas gdy analitycy oczekiwali niewielkiego wzrostu.
Po południu spadki nasiliły się ponieważ amerykański Departament Pracy podał niepokojące dane o liczbie nowo zarejestrowanych bezrobotnych. Wyprzedaży nie przerwały lepsze dane na temat zamówień w przemyśle USA. Czyżby zatem globalni gracze uznali, że czas na oczekiwaną głębszą korektę?.
Bez niej nie ma co liczy na to, że na giełdzie urodzi się nowa fala wzrostowa. Przecena jest wręcz konieczna, by uwolnić pieniądze które mogłyby być zaangażowane na rynku, a które wciąż znajdują się w portfelach inwestorów. Raczej nie ma co liczyć na to, że za chwilę wydarzy się coś spektakularnego co spowodowałoby nową falę zakupów. Większość informacji jest już zawarta w cenach akcji, a sam fakt, że giełdy zastygły w konsolidacji jest tego najlepszym dowodem. Ani lepsze wyniki amerykańskich przedsiębiorstw, ani lepsze dane z gospodarki nie wywołują entuzjazmu na rynkach. To pokazuje, że inwestorzy są coraz bardziej zmęczeni przedłużającą się stagnacja na giełdach. Im dłużej będzie trwał taki stan, tym bardziej nerwowi staną się ci, którzy obstawiali wzrosty. To z kolei może spowodować, że przejdą oni na druga stronę. Nie wykluczone, że dzieje się to właśnie na naszych oczach.
Dziś na tle tracących na wartości światowych indeksów, rodzimy WIG20 znów wyróżnił się in minus. Spadek wskaźnika o ponad 3 proc. to najwyższa dzienna przecena od listopada.