Pełnię szczęścia niedźwiedzie osiągnęły w piątek, kiedy WIG przełamał okolice 38 tys. pkt, czyli poziom oddalony od tegorocznego szczytu o około 8,5 proc. (tyle najwięcej miały poprzednie korekty w ostatnich 12 miesiącach). Oznacza to, że mamy do czynienia z najmocniejszą przeceną w trakcie trwających od lutego 2009 r. zwyżek.
Przy tak dużej ilości technicznych sygnałów sprzedaży nie ma złudzeń, że zniżki nie zbliżają się ku końcowi, ale dopiero się rozpoczynają. Powinny one sprowadzić WIG przynajmniej w okolice 35 tys. pkt, czyli do miejsca, od którego tempo ruchu w górę cen akcji na naszym parkiecie znacząco wyhamowało. Prawdopodobne jednak jest, że okażą się wyraźnie mocniejsze.
By jednak dobrze zrozumieć takie zagrożenie trzeba cofnąć się do wakacji minionego roku, kiedy to rynki akcji przy dużym udziale inwestorów pokrywających krótkie pozycje, przesunęły się na znacząco wyższe poziomy. Od tego czasu w coraz większym stopniu też do uzasadnienia utrzymywania się dobrej koniunktury wykorzystywano czynniki rynkowe, a nie fundamentalne (w ich kontekście mieliśmy i mamy wciąż mnóstwo powodów, by wątpić w trwałość ożywienia gospodarczego). Wśród tych pierwszych wskazywano na deprecjację dolara wynikającą z finansowania operacji typu carry trade.
Oprócz tego sprzyjała ona zwyżce cen surowców, a to poprawiało postrzeganie emerging markets. Ważne były korzystne przepływy globalnego kapitału, którego nie brakowało z uwagi na luźną politykę pieniężną banków centralnych. Liczyły się również niskie stopy procentowe i brak perspektyw na ich podwyżki. To zniechęcało do bezpiecznych lokat typu fundusze pieniężne.
Teraz stopniowo wszystkie te czynniki zaczynają działać przeciwko giełdom. Kurs dolara stopniowo idzie w górę, początki lutego przyniosły największą od 6 miesięcy ucieczkę inwestorów od funduszy akcji lokujących na rynkach wschodzących, a problemy z zadłużeniem części państw przekonały, że do wzrostu rynkowych kosztów pieniądza nie są konieczne podwyżki oficjalnych stóp procentowych, lecz wystarczą problemy gospodarcze, czy też nadmierna podaż papierów skarbowych.Co więcej, rynek zaostrzenie kursu w polityce monetarnej sam może wymusić, windując rentowność papierów skarbowych i osłabiając lokalne waluty.