Amerykański indeks S&P 500, który poprzednią sesję skończył na poziomie najwyższym od osiemnastu miesięcy, dzisiejszą sesję zaczął od zniżki o 0,2 proc. Spadki obserwowano także w Europie. Stoxx Europe 600, który w środę tak jak S&P 500 był najwyżej od września 2008 r., tracił po południu 0,3 proc., pod kreską utrzymując się przez większość sesji.
Spadki podobnego rzędu notowano na wszystkich największych parkietach - w tym w Londynie, Frankfurcie i Paryżu. Wyjątkiem, z niewielką zwyżką, była tylko giełda w Madrycie.
Pojedynczy ruch w dół, zwłaszcza w tak niewielkiej skali, o niczym jednak nie przesądza. Dopóki nie przerodzi się w dłuższą tendencję spadkową, dopóki nie dojdzie do przełamania wsparć, należy przyjmować, że rynki nadal są w fazie hossy.
Część analityków dzisiejsze spadki tłumaczy tym, że rynki w ostatnim czasie zawędrowały zbyt wysoko i akcje mogły stać się dla niektórych inwestorów trochę za drogie. Potrzeba będzie trochę czasu aż rynek przyzwyczai się do nowych wycen lub znów staną się one atrakcyjne np. za sprawą dalszej poprawy wyników przez firmy.
A inne powody? W inwestorach znowu obudziły się dziś lęki o sytuację finansową wybranych krajów, zwłaszcza Grecji. Do rekordowych poziomów wzrósł koszt ubezpieczenia się przed jej niewypłacalnością, a także różnica w oprocentowaniu jej obligacji względem papierów niemieckich.