Inwestorzy wzmożoną sprzedażą akcji zareagowali na niezwykle niepokojący raport urzędu statystycznego Unii Europejskiej. Okazało się bowiem, że w 2009 r. deficyt budżetowy dla całej strefy euro wyniósł 6,3 proc., podczas gdy akt założycielski tego ugrupowania przewidywał dla państw członkowskich górny pułap deficytu na poziomie 3 proc. produktu krajowego brutto. Tak znaczące przekroczenie tego progu, zwłaszcza w Irlandii i Grecji, budzi obawy, że ta spirala rządowego zadłużenia zastopuje ożywienie gospodarcze.
Swój udział we wczorajszych spadkach miały też gorsze od spodziewanych wyniki kilku dużych spółek, co niekorzystnie wpłynęło na nastroje inwestorów. Akcje Nokii zostały przecenione prawie o 15 proc. Zysk netto spółki w I kwartale wprawdzie był znacząco większy niż przed rokiem, ale nie sprostał prognozom. Podobnie było z papierami firmy ABB, która miała zysk mniejszy od prognozowanego, a poza tym odnotowała spadek zamówień i przychodów. O prawie 6 proc. staniały walory Credit Suisse, bo przychody tego banku z obrotu obligacjami były o wiele niższe niż przed rokiem.
Za oceanem obawy o przyszłe zyski banków okazały siź niesłuszne, bo przemówienie prezydenta Obamy, w którym zapowiedział wprowadzenie na Wall Street regulacji, które mają uchronić amerykańską gospodarkę przed "ryzykownymi decyzjami" nie zawierało nowych elementów. Zawiodły wprawdzie dwie duże firmy technologiczne: Qualcomm i eBay, które opublikowały prognozy przychodów i zysków niższe od oczekiwanych przez analityków, ale zrównoważyły spadki lepszy wynik Starbucksa i nadzieje na ożywienie w budownictwie.
To, co się działo wczoraj na rynkach najważniejszych surowców, było skutkiem nastrojów i decyzji na giełdach akcji. Ropa naftowa staniała po raz pierwszy od trzech dni, a cena miedzi wróciła do poziomu z końca minionego tygodnia. Przede wszystkim dlatego, że obawy o losy strefy euro, a zwłaszcza Grecji, spowodowały osłabienie kursu wspólnej waluty i umocnienie dolara. A silniejszy dolar niemal zawsze zniechęca inwestorów do kupowania surowców.
Do spadku ceny ropy dodatkowo się przyczynił raport Departamentu Energetyki o wzroście zapasów tego surowca i paliw w USA. Za baryłkę surowca Brent po południu płacono na londyńskiej ICE 84,53 USD w porównaniu z 85,70 USD na środowym zamknięciu.