Dzisiaj na warszawskiej giełdzie nie było już śladu po poniedziałkowym optymizmie. WIG20 już na otwarciu sesji znalazł się pod kreską, a z czasem sytuacja wyglądała coraz gorzej. Najmocniejsze ciosy niedźwiedzie zadały po południu. W ich efekcie WIG20 osunął się o 2,25 proc. To spadek największy od prawie dwóch miesięcy (poprzednio podobną przecenę zanotowano jeszcze zanim rozpoczęła się lipcowa fala zwyżkowa). W jego efekcie indeks znalazł się najniżej od prawie pięciu tygodni.
Fatalne nastroje to efekt powrotu obaw o kondycję światowej gospodarki. Przez cały dzień niczym widmo nad rynkami unosiła się perspektywa popołudniowej publikacji danych z amerykańskiego rynku nieruchomości. Już zanim informacje te ujrzały światło dzienne, wiadomo było, że będą słabe – analitycy oczekiwali spadku sprzedaży domów na rynku wtórnym do 4,75 mln sztuk, czyli poziomu najniższego od marca 2009 r. O 16:00 okazało się, że dane są jeszcze gorsze – sprzedaż zmalała aż do 3,83 mln.
Dane te przyćmiły zupełnie inne odczyty makro, które pojawiły się w ciągu dnia. Bez echa przeszedł kolejny (zgodny z poprzednim) szacunek bardzo szybkiego wzrostu niemieckiej gospodarki w II kwartale. Wrażenia na inwestorach nie zrobiły nawet lepsze od prognoz dane o zamówieniach w przemyśle strefy euro.
Nerwowe reakcje inwestorów na GPW to prosta konsekwencja wydarzeń na rynkach zagranicznych. W momencie zamykania sesji na warszawskim parkiecie główne indeksy w Europie Zachodniej spadały po ok. 2 proc. Objawem ucieczki od ryzykownych aktywów był dalszy wzrost popytu na bezpieczne obligacje skarbowe.
Wzrost awersji do ryzyka dał się we znaki także na rynkach walutowych. Zdecydowanie umocnił się uznawany za „bezpieczną przystań” frank szwajcarski. W siłę rośnie także japoński jen (co jest skutkiem zamykania tzw. pozycji carry trade). Już rano jego zwyżka stała się impulsem do kontynuacji bessy na japońskiej giełdzie, gdzie indeks Nikkei runął do poziomu najniższego od 15 miesięcy (z powodu obaw o konkurencyjność tamtejszych eksporterów).