Lokomotywą ostatnich zwyżek, ciągnącą cały rynek, był PKO BP. Nieprzejęcie BZ WBK oraz pozytywne rekomendacje analityków z cenami docelowymi przekraczającymi nawet 50 zł były głównymi przesłankami za wzrostem kursu największego polskiego banku. Również w przypadku innych tuzów, jak KGHM, PZU czy PGE, ostatnie tygodnie należały do bardzo udanych. Świadczy to o dużym popycie na polskie akcje ze strony inwestorów zagranicznych.
Byki tryumfują i trzeba uczciwie przyznać, że mają powody do świętowania. Kiedy w kwietniu zakończyła się 14-miesięczna fala wzrostowa, zwana przez nas minihossą, zakładaliśmy, że bezpieczniej będzie przyjąć bardziej defensywne nastawienie do rynku w obawie przed ewentualnym ruchem korekcyjnym. Większa korekta, pomimo groźnie zapowiadających się spadków w maju i czerwcu, dotychczas nie wystąpiła, a teraz znaleźliśmy się już powyżej kwietniowych szczytów. Dla byków sygnał jest jasny - trend wzrostowy rozpoczęty w lutym 2009 r. może być kontynuowany. Pewnie nie bez lokalnych przesileń, ale jednak giełdowe indeksy mogą dalej posuwać się na północ.
Czynników ryzyka czyhających na byki nie brakuje, ze złą kondycją finansową niektórych państw na czele. Niemniej wraz z upływem czasu coraz większe znaczenie powinny mieć rekordowo niskie stopy procentowe utrzymywane przez rekordowo długi czas.
Ten czynnik może przeważyć szalę za scenariuszem dalszego powrotu globalnej gospodarki do normalności oraz - wcześniejszego dyskontowania tego scenariusza przez rynki finansowe. A to oznaczałoby, że przed nami udany rok 2011.
W krótkim horyzoncie przeciwko silnym zwyżkom na GPW w Warszawie przemawia wysoka alokacja OFE w akcjach (33-34 proc.). Jednak z dłuższej perspektywy czynnikiem, który może mieć niebagatelne znaczenie dla kształtowania się giełdowej koniunktury, jest zainteresowanie inwestowaniem w akcje przez inwestorów indywidualnych, zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie za pomocą funduszy inwestycyjnych. Napływ pieniędzy do funduszy lokujących w akcje nawet się nie rozpoczął. W bieżącym roku pieniądze płynęły praktycznie tylko do funduszy dłużnych. I to mimo że WIG zyskał od dna z lutego 2009 r. ponad 100 proc.