Być może przyczyniła się do tego ostatnia wypowiedź przewodniczącego Komisji Europejskiej, który zasugerował, że „Europa nie może już dłużej oszczędzać". Ewentualna zmiana w tym zakresie z pewnością mogłaby uruchomić następny impuls wzrostowy na rynkach akcji, choć na razie na podstawie pojedynczej wypowiedzi trudno wyciągać jakieś dalej idące wnioski. Ostatni skok w górę cen akcji w strefie euro nie rozstrzyga jeszcze kwestii dalszych losów cen akcji w najbliższym czasie, chociaż oddala bezpośrednie zagrożenie przełamania ważnych wsparć. Osobiście od dawna uważam, że obecna cykliczna hossa powinna mieć niejako „odwrotny" przebieg do poprzedniej z lat 2009–2010/11. Tamta zaczęła się od mocnego wystrzału w górę (STOXX zyskał w ciągu siedmiu miesięcy od marca do października 2009 aż 63 proc.), po czym rozpoczęła się długa konsolidacja cen na wysokim poziomie zakończona ostatecznie załamaniem z sierpnia 2011 r. Gdyby obecna cykliczna hossa miała rzeczywiście odwrotny charakter do poprzedniej, to minione 20 miesięcy można by uznać za analogiczną konsolidację będącą wstępem tym razem nie do załamania cen akcji, lecz do kończącego hossę wystrzału w górę analogicznego do tego z 2009?r., który powinien rozegrać się w II półroczu. Ewentualna zmiana kierunku polityki gospodarczej w strefie euro sygnalizowana przez Barosso byłaby świetnym pretekstem dla takiego rozwoju wydarzeń na rynkach, ale na razie nie jest jasne, na ile ta koncepcja znajdzie uznanie wśród rządów krajów strefy euro. Tak jak w poprzednich latach można oczekiwać wyraźniej rozbieżności zdań między znajdującymi się w relatywnie dobrej kondycji krajami centralnymi strefy euro, a ciągle trapionymi przez recesję słabszymi peryferiami. Tradycyjnie oponentami luzowania polityki będą pewnie Niemcy.
Nasz rynek już tradycyjnie nie zhańbił się udziałem w tej zwyżce cen akcji w strefie euro. Różnica w 5-sesyjnej stopie zwrotu pomiędzy indeksem Euro STOXX 50 a WIG-iem sięgnęła 7,1 proc., co w okresie minionych czterech lat zdarzyło się jedynie trzykrotnie: pod koniec września 2011, na przełomie listopada i grudnia 2011 oraz na przełomie czerwca i lipca 2012 r. Wśród uczestników i obserwatorów rynku narasta przekonanie, że to domniemane plany rządzącej koalicji zamachu na OFE są przyczyną tego paraliżu naszego rynku. Osobiście uważam „teorię zamachu" za niepoważną – podająca się za partię liberalną PO z pewnością nie zdecydowałaby się na konfiskatę emerytalnych oszczędności obywateli o wartości prawie 100 mld USD, bo oznaczałoby to w dłuższej perspektywie jej koniec jako liczącej się siły politycznej („Tusk – oddaj mi moją emeryturę" itp.). Ale z drugiej strony można sobie wyobrazić, że w umysły co bardziej podatnych na myślenie w kategoriach teorii spiskowych zarządzających i inwestorów wiara w „teorię zamachu" zasiała wątpliwości co do sensowności inwestowania na polskim rynku akcji.