Wprawdzie osiągnięte porozumienie w sprawie Grecji stało się powodem sporego optymizmu europejskich polityków, wśród inwestorów już tak dobrych nastrojów widać nie było. I nie ma się temu szczególnie co dziwić. Z jednej strony, zwycięstwo wszystkich stron negocjacji jest pyrrusowe. Europejski Bank Centralny zrezygnował z części zysków, wierzyciele prywatni zgodzili się na umorzenie 53,5 proc. posiadanych obligacji, a sami Grecy nie tylko przystali na drakońskie oszczędności, ale także wyrzekli się części suwerenności. Od teraz ich finanse publiczne znajdą się pod intensywniejszym europejskim nadzorem, a środki na obsługę długu trafią na specjalny rachunek. Z drugiej jednak strony, co najgorsze, wynegocjowane porozumienie nie gwarantuje uzdrowienia sytuacji w Grecji. Już w kwietniowych wyborach dwie najważniejsze partie, które wspierały układ z trojką, mogą utracić mandat poparcia. Nawet jednak, jeżeli tak się nie stanie, Grecję czeka długotrwałe i bolesne zaciskanie pasa, które odbije się na nastrojach społecznych. Co więcej, nie dość że oczekiwany przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy poziom zadłużenia w wysokości 120 proc. PKB w żaden sposób nie przesądza o stabilności finansów publicznych, to nawet ten pułap może być trudny do osiągnięcia. MFW zakłada, że już w 2013 roku grecka gospodarka wyjdzie na prostą, a od 2015 będzie się rozwijać w średnim tempie 4 proc. rocznie. W warunkach drastycznych cięć budżetowych i potrzeby odzyskania konkurencyjności, którą Grecja traciła przez ostatnią dekadę, takie założenia wydają się nierealne. Europejscy politycy i rynki finansowe kupiły wczoraj czas, jednak do tematu wyjścia Grecji ze strefy euro powrócimy już za kilka miesięcy.

W środę i czwartek poznamy najważniejsze w Europie wskaźniki nastrojów w biznesie, które zwykle wyznaczają kierunek dla rynków – indeksy PMI i IFO. Zapewne zobaczymy kolejny raz poprawę odczytów. Można oczekiwać, że w miejsce kurczenia się europejskiej gospodarki w IV kwartale 2011, w pierwszych miesiącach bieżącego roku ujrzymy „zaledwie" stagnację. Ta pozorna poprawa nie musi się jednak utrzymać długo. Po pierwsze, na skutek niestabilnej sytuacji politycznej ceny ropy znów wkraczają na poziomy, przy których mogą zrobić krzywdę gospodarce. Po drugie, delewarowanie firm, banków i gospodarstw domowych w USA i Europie będzie kładło się cieniem na gospodarkach w najbliższych latach. Po trzecie, swoje trzy grosze dołoży zaciskanie pasa na świecie. Po czwarte wreszcie, wciąż nie pożegnaliśmy z ryzykiem powtórnej eskalacji eurokryzysu.