Objawiło się to między innymi niezdolnością WIG20 do przełamania poziomów szczytów z końca sierpnia (2450 pkt) oraz końca października (2414 pkt). Ponieważ z analogicznym nawrotem relatywnej słabości nie mieliśmy do czynienia ani na sWIG80, ani na mWIG40, to można spekulować, że przyczyna tej ponownej ociężałości WIG20 leży nie tyle w ogólnej sytuacji polskiej gospodarki, ile w czynnikach specyficznych dla spółek wchodzących w skład tego indeksu. Być może tym czynnikiem jest zagrożenie dodatkową podażą akcji ze strony Skarbu Państwa?
Co do ogólnej sytuacji polskiej gospodarki to Komisja Europejska upiera się, że nasz kraj będzie miał w tym roku najwyższe tempo wzrostu w całej Unii Europejskiej. W tym kontekście słabość WIG20 powinna okazać się tymczasowa. Mamy już dane miesięczne GUS za styczeń. Oszacowane na podstawie dynamiki produkcji przemysłowej, produkcji budowlano-montażowej i sprzedaży detalicznej tempo wzrostu PKB okazało się najwyższe od kwietnia 2008 r. Oczywiście to zasługa głównie pogody, więc dopiero dane za luty pokażą, jaka jest rzeczywista kondycja polskiej gospodarki (choć ze względu na lutowe mrozy tu pogoda może zniekształcić sytuację in minus). Niezależnie od tego niezbyt widać powody, dla których polska gospodarka miałaby wyraźnie zwalniać w tym roku (nawet do tego prognozowanego przez KE najwyższego w Europie tempa +2,5 proc.), więc trudno jest konstruować scenariusze kontynuacji bessy.
Wracając do sWIG80, to indeks ten w ciągu 44 sesji od grudniowego dołka zyskał ponad 28 proc. W sierpniu analogiczna 44-sesyjna dynamika przekroczyła 30 proc. Z taką sekwencją – najpierw paniczna wyprzedaż (ponad -30 proc. w 44 sesje), potem paniczne zakupy (ponad +28 proc. w 44 sesje) – mieliśmy w historii sWIG80/WIRR do czynienia wcześniej jedynie dwukrotnie. Obecną sytuację można porównać do tej z grudnia 1998 r. oraz tej z kwietnia 2009 r. W pierwszym przypadku ceny akcji małych spółek rosły przez następne 19 miesięcy. W drugim zaś hossa na sWIG trwała przez następne 25 miesięcy. Stosując tę analogię, otrzymujemy wniosek, że o ceny akcji polskich małych spółek nie musimy się martwić do końca 2013 r. W moich scenariuszach wtedy właśnie rozpoczyna się „Matka Wszystkich Armageddonów", czyli „Chinageddon", więc wszystko by się ładnie zgadzało.
Na krótką metę wydaje się, że na spadającym od 1,5 miesiąca USD/PLN brakuje już tylko strząśnięcia w dół analogicznego do tego z 27 października, który to ruch powinien się zakończyć do przyszłego piątku. W tej analogii cenom akcji zostawałby już tylko tydzień na wyprodukowanie nowego szczytu (odpowiednika), gdyż później wraz z korektą wzrostową na USD/PLN (do 3,30?) nadeszłaby korekta cen akcji.