Gdyby tak się rzeczywiście stało, to można by oczekiwać, że i indeksy głównych rynków akcji strefy euro zakończą miesięczne trendy spadkowe. Na razie skala kwietniowo-majowych spadków tych indeksów jest porównywalna z grudniową, co uwzględniając potężną dynamikę fal wzrostowych trwających od grudnia do kwietnia, każe w ostatniej słabości upatrywać jedynie korekty poprzedzającej dokończenie fali wzrostowej w postaci domniemanej zwyżki w okresie maj–lipiec. Nie wydaje się, by dla EBC prowadzącego od niedawna program QE osłabienie „nadmiernie" umacniającego się euro mogłoby być większym problemem.
Słabnięcie dolara z ostatniego miesiąca pokryło się w czasie z najsilniejszym od 2009 r. 36-sesyjnym wzrostem ceny ropy naftowej (WTI) o około 40 proc. Oba zjawiska zaś towarzyszyły bardzo zdecydowanemu globalnemu wzrostowi rentowności obligacji skarbowych. Rentowność niemieckich dziesięciolatek skoczyła w górę w ciągu zaledwie 12 sesji o ponad pół punktu procentowego, co ostatnio zdarzyło się jesienią 2011 r. Podobne startujące z wieloletnich dołków ruchy w górę rentowności bundów z ostatniej dekady poprzedzały korekty spadkowe rentowności trwające do miesiąca, po czym trend wzrostowy rentowności był wznawiany na kolejnych kilka–kilkanaście tygodni. Gwałtowny zwrot, który dokonał się na rynkach obligacji w czwartek, w połączeniu z podobnymi, choć mniej dynamicznymi, ruchami indeksów giełd w strefie euro, cenami ropy naftowej i EUR/USD, sugeruje, że rozpoczęła się próba odwrócenia dominujących w okresie minionego miesiąca trendów. W kwietniu po 15 latach przerwy Nasdaq Composite ustanowił nowy historyczny rekord. Wcześniej, bo już w lutym, na historyczny szczyt po raz pierwszy od 2000 r. wyszła wartość indeksu S&P500 urealnionego CPI. To ciekawy sygnał w ramach cyklu pokoleniowego. W poprzednich pokoleniach podobne sygnały odrobienia realnych strat poniesionych w trakcie pokoleniowej bessy pojawiały się w grudniu 1992 r., grudniu 1958 r., maju 1928 r. i grudniu 1899 r. Sygnały pojawiały się kolejno co 29, 30, 34 i 23 lat, co nasuwa myśl, że w obecnym cyklu realna wartość S&P500 odrobiła straty jakby nieco zbyt szybko. W każdym z tych czterech przypadków wzrost S&P500 (w ujęciu realnym) kontynuowany był przez odpowiednio ponad siedem lat (+290 proc.), dziesięć lat (+60 proc.), 16 miesięcy (+60 proc.) i 11 lat (+80 proc.). Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że obecny cykl pokoleniowy będzie podobny do poprzednich, ale przedstawioną „statystykę" można potraktować jako argument za tym, że w najgorszym przypadku obecna hossa na S&P500 ma przed sobą jeszcze 16 miesięcy i 60 proc. wzrostu.