Na otwarciu wtorkowej sesji WIG20 rósł o 0,13 proc., do 1844 pkt. Chwile później zyskiwał już 0,4 proc. Później do głosu doszli jednak sprzedający. O ile na półmetku sesji przewaga nie była wyraźna (spadki sięgały 0,2 proc.), o tyle w drugiej części notowań kupujący całkiem opadli z sił. W konsekwencji WIG20 stracił 1,8 proc. i zatrzymał się na poziomie 1808 pkt. Cały dzień słabo radziły sobie również małe i średnie spółki. mWIG40 stracił 1,5 proc., a sWIG80 0,6 proc. Martwić mogą również obroty, które były zdecydowanie wyższe niż w poniedziałek i dla całego rynku wyniosły prawie 1,15 mld zł.
Stare giełdowe powiedzenie „Sell in may and go away" póki, co się sprawdza. W maju indeks blue chips stracił 4,7 proc., a szeroki WIG spadł o 3,8 proc.
Również na innych giełdach na Starym Kontynencie to niedźwiedzie cały dzień rozdawały karty. Spadki nie były jednak tak wyraźne jak w Warszawie. W momencie zamknięcia giełdy przy ul. Książęcej spadki w Londynie, Frankfurcie i Paryżu nie przekraczały 0,8 proc.
Z grona największych warszawskich emitentów cały dzień najlepiej rodziły sobie walory PGNiG i PKN Orlen. Na rynku pojawiły się informację o tym, że PGNiG chce w najbliższym czasie oprzeć portfolio importowe gazu na dostawach LNG i dostawach z zachodu i północy Europy, które oferowane są na stabilnych warunkach rynkowych. Najmocniej w dół indeks spychały papiery mBanku, Alior Banku, LPP i PZU.
Z technicznego punktu widzenia duża czarna spadkowa świeca, która ukształtowała się na wykresie we wtorek nie napawa optymizmem. Kolejnym celem rynkowych niedźwiedzi jest lokalne minimum z 20 maja na 1790 pkt. Po jego pokonaniu kolejnym przystankiem będzie poziom 1745 pkt.