Po udanym początku notowań zapał inwestorów do kupna akcji jednak nieco opadł. Przede wszystkim brakowało impulsów do bardziej zdecydowanych ruchów. W efekcie nasz rynek praktycznie do godziny 15 trwał w zawieszeniu. Sytuacja zmieniła się wraz z startem notowań na Wall Street. Tam od początku dnia karty na rynku rozdawały niedźwiedzie. Ich przewaga była na tyle wyraźna, że również europejskie parkiety nie mogły przejść obok tego obojętne. Efekt? Końcówka notowań to już zdecydowana przewaga podaży na naszym rynku. Traciły zarówno największe, jak również średnie i małe spółki. WIG20 zamiast atakować 2300, stracił prawie 1,3 proc. i do środowej sesji przystąpi z poziomu 2252 pkt.
Inne europejskie rynki wtorkową sesję również kończyły pod kreską, jednak przecena nie była aż tak wyraźna jak w Warszawie. Niemiecki DAX na kilka minut przez końcem handlu tracił 0,9 proc. Francuski CAC40 był 0,4 proc. na minusie. Trzeba jednak pamiętać, że w ostatnich tygodniach nasz rynek często zachowywał się zdecydowanie lepiej niż inne parkiety, w związku z czym również większa skala przeceny nie powinna nikogo dziwić.
Martwić może natomiast, że na razie sforsowanie na trwałe poziomu 2300 pkt wydaje się dla indeksu największych spółek wyzwaniem ponad siły. Znów więc odżywają teorie o głębszej korekcie, a nawet początku końca hossy, z którą mieliśmy do czynienia przez ostatnie prawie cztery miesiące. Na razie tego typu teorie wydają się nieco na wyrost, jednak inwestorzy powinni zachować czujność. Wtorkowej przecenie towarzyszyły wysokie obroty, co mogłoby świadczyć o tym, że część inwestorów postanowiła jednak zrealizować część wypracowanych wcześniej zysków.