Szczególnie w segmencie dużych spółek. Indeks grupujący te ostatnie rósł po południu nawet o 1 proc., do 2304 pkt. Patrząc na wykres z nieco szerszej perspektywy, indeks pozostaje w „zamknięciu" między 50- i 200-sesyjną średnią kroczącą. Pierwsza znajduje się przy 2200 pkt, a druga przy 2350 pkt i poziomy te stanowią najbliższe, kluczowe wsparcie i opór. Środowy atak na 2300 pkt można interpretować jako potencjalną zapowiedź ruchu do dziennej dwusetki.
Gorzej sprawa ma się z misiami. Indeks mWIG40 oscylował w środowe popołudnie przy wtorkowym zamknięciu i nadal pozostaje w układzie trendu spadkowego. Nie udało mu się bowiem przerwać, jak w przypadku WIG20, sekwencji coraz niżej położonych, lokalnych szczytów. Notowania próbują właśnie sforsować 50-sesyjną średnią (4265 pkt), ale ostatnie ataki na ten opór nie kończyły się sukcesem. Podobnie sprawa ma się z maluchami. Indeks sWIG80 także był w środę na zero i w szerszym ujęciu pozostaje w trendzie spadkowym, i konsekwentnie porusza się na południe (wzdłuż 50-sesyjnej średniej) w kierunku dna bessy 12 510 pkt.
Mimo dobrze wyglądającego segmentu blue chips ogólną słabość warszawskiej giełdy zdradzały statystyki dla szerokiego rynku. Na godzinę przed końcem handlu 40 proc. spółek było na minusie, a 34 proc. na plusie. Wyraźną przewagę niedźwiedzi widać było w zestawieniu rocznych ekstremów. Na co najmniej rocznym maksimum były tylko dwie spółki (Ropczyce i Tatry), a na analogicznym minimum aż 17 podmiotów (m. in. Enea, Medicalgorithmics i Rainbow Tours). Najsłabszą spółką na parkiecie był Erbud tracący 29,2 proc. po publikacji gorszych od oczekiwań wyników za pierwsze półrocze 2018 r.