W ciągu niecałych 12 miesięcy na GPW pojawiło się sześć zagranicznych spółek z branży rolno-spożywczej. Sukces notowanych od kilku lat w Warszawie Astarty i Kernela przyciągnął na nasz parkiet pięć spółek z Ukrainy i jedną z Litwy, u drzwi GPW stoi już pierwsza spółka z Rosji i kolejna firma znad Dniepru. Na tym zapewne nie koniec – z wypowiedzi przedstawicieli domów maklerskich wynika, że na różnym etapie przygotowań do debiutu na GPW znajduje się co najmniej pięć zagranicznych firm z branży.
Na co inwestorzy powinni zwracać uwagę przy zakupach takich akcji? Z wypowiedzi zarządzających i analityków oraz – co ważniejsze – z zachowań inwestorów wynika, że nie należy absolutyzować podstawowych wskaźników, za jakie uznawane są stosunek ceny akcji do przypadającego na nią zysku czy wartości księgowej.
Cel – sprzedać się na górce
Znakomita większość spółek, które pojawiły się w ostatnim roku na GPW lub dopiero kuszą inwestorów swoimi walorami, może się pochwalić bardzo atrakcyjnym zarobkiem za ostatni rok rozliczeniowy, jednak sięgając dalej w przeszłość, ich rezultaty nie są już tak imponujące. Powód – hossa na rynku surowców spożywczych. Zwyżki cen pszenicy, olejów jadalnych czy cukru podbijają dziś zarobki firm rolniczych, wiadomo jednak, że cykl ten dobiegnie kiedyś końca.
Ponadto sporą część zarobku spółek z branży, w niektórych kwartałach nawet kilkadziesiąt procent, stanowi zysk na przeszacowaniu wartości aktywów biologicznych, m.in. magazynowanych plonów czy żywego inwentarza. Do tego rodzaju przeszacowań, podobnie jak w przypadku księgowych zysków w branży nieruchomości czy paliwowej, należy podchodzić szczególnie ostrożnie.