Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze. Być może mówienie o tym, że w strategia rozwoju rynku kapitałowego (SRRK), która w teorii w ubiegłym roku dokonała żywota, okazała się porażką, jest nadużyciem, ale z drugiej strony równie ciężko jest też powiedzieć, że faktycznie zmieniła ona na lepsze oblicze rynku. Stare problemy związane chociażby z brakiem nowych emitentów na GPW, kosztami funkcjonowania na rynku giełdowym, regulacjami, ładem korporacyjnym jak były, tak są. Momentami tylko przykrywa je jedynie poprawa koniunktury rynkowej.
Skoro problemy pozostały, to pewnie należałoby się nad nimi znów pochylić. Pytanie tylko, w jakiej formie? Patrząc na doświadczenia związane z zakończoną SRRK, można zadać sobie fundamentalne pytanie: czy faktycznie potrzebny jest do tego kolejny dokument rządowy?
Różne punkty widzenia
Rynek kapitałowy od wielu lat w zasadzie jest sierotą. Kiedy skończył się czas prywatyzacji, politycy całkowicie o nim zapomnieli, a jeśli już sobie o nim przypominali, to po, by wbić mu nóż w plecy (np. przy okazji „reformy” OFE). Zmieniał się układ sił politycznych, ale kondycja rynku kapitałowego była pewną stałą – mocno kulejącą. W czeluściach pogłębiającej się beznadziei słychać było wołanie o pomoc. W końcu, chyba głównie po to, by mieć czyste sumienie, Ministerstwo Finansów faktycznie pochyliło się nad rynkiem i stworzyło strategię. Wydawało się więc, że „teraz będzie inaczej”. Na spotkaniach Izby Domów Maklerskich w Bukowinie Tatrzańskiej, która była chyba największym orędownikiem SRRK, zaczęli się nawet pojawiać ważni politycy, z prezydentem na czele.
Okazało się jednak, że oczekiwania dość brutalnie zderzyły się z rzeczywistością, co akurat w przypadku rynku kapitałowego jest kolejnym elementem stałym. SRRK okazała się dokumentem, o którym za kilka lat będziemy mogli powiedzieć, że takowy był, o ile faktycznie będziemy o nim jeszcze pamiętać. A skoro tak, to czy faktycznie potrzebujemy nowej jego odsłony? Samo Ministerstwo Finansów na razie studzi zapał.