W tym kontekście ciekawie wygląda najnowszy raport EIA, czyli amerykańskiej agencji ds. energii, dotyczący cen ropy naftowej i oczekiwań inflacyjnych. Otóż agencja prognozuje średnią cenę baryłki ropy Brent na rynku kasowym na poziomie 60 dolarów w ostatnim kwartale bieżącego roku, a w całym roku na poziomie 62,3 dolara. Jest to prognoza zbliżona do aktualnych cen na rynkach światowych i nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że jeszcze w grudniu agencja spodziewała się średniej ceny w całym 2021 r. na poziomie 48,5 dolara. Widać więc, że oczekiwania na wyższe ceny rosną z upływem czasu i w kolejnych miesiącach nie można wykluczyć, że zobaczymy jeszcze wyższe prognozy.

Jednak znacznie bardziej interesujące od prognoz cen wydają się zaprezentowane w raporcie długoterminowe oczekiwania inflacyjne wyliczane na bazie różnicy między rentownościami amerykańskich pięcioletnich obligacji skarbowych o stałym kuponie i obligacji indeksowanych do inflacji o tym samym terminie zapadalności. Ta właśnie różnica, zwana spreadem, stanowi rynkową wycenę oczekiwań odnośnie do przyszłej inflacji. W ubiegłym roku w marcu tenże spread spadł do poziomu zaledwie 0,7 proc. Oznaczało to, że rynki finansowe spodziewają się inflacji średnio na takim właśnie poziomie w ciągu najbliższych pięciu lat. Wtedy niskie oczekiwania inflacyjne odzwierciedlały spadki cen będące rezultatem zamknięcia gospodarek. Ceny ropy Brent oscylowały w tamtym okresie blisko poziomu 20 dolarów za baryłkę. Jednak już od połowy ubiegłego roku oczekiwania inflacyjne zaczęły szybko rosnąć wraz z rosnącymi cenami ropy naftowej, a od sierpnia ub.r. nawet istotnie wyprzedziły tempo ich wzrostu. W efekcie w marcu bieżącego roku spread w rentownościach między oboma rodzajami obligacji wyniósł już 2,5 proc., najwięcej od lipca 2008 r.

Taki poziom spodziewanej inflacji w ciągu najbliższych pięciu lat oznacza znaczące przekroczenie celu inflacyjnego amerykańskiego banku centralnego, który, jak głosi bank, wynosi „2 lub nawet poniżej 2 proc.". Co więcej, wydaje się, że oczekiwania te mają rzeczywiście mocne podstawy. Relatywnie szybki proces szczepień, prawdopodobnie mogący jeszcze przyspieszyć w najbliższych miesiącach, daje perspektywę rychłego odmrożenia gospodarek. Co za tym idzie, można spodziewać się odmrożenia popytu konsumpcyjnego i uwolnienia znacznej części przymusowo zgromadzonych w czasie lockdownu oszczędności.

Symptomy tego, co nas czeka, widać już na przykładzie cen ustalanych przez producentów. W Polsce skoczyły one w marcu do poziomu 3,9 proc. z 2,2 proc. miesiąc wcześniej, a w Niemczech, kraju słynącym z wysokiej produktywności, wyniosły w marcu 3,7 proc., czyli najwięcej od listopada 2011 r. Zatem dotychczasowa polityka monetarna prowadzona przez główne banki centralne świata staje przed trudnym wyzwaniem. Z jednej strony trzeba utrzymywać niskie stopy procentowe, aby pobudzić gospodarki do wzrostu, z drugiej jednak silny popyt konsumpcyjny grozi wymknięciem się inflacji spod kontroli.