We wtorek kurs Tauronu spadał o nawet 3,4 proc., do 3,45 zł. Notowania były wciąż pod presją poniedziałkowych wydarzeń – amerykańska firma Invenergy pozwała koncern na 1,2 mld zł za zerwanie kontraktów na zakup energii pochodzącej z farm wiatrowych. Do Tauronu pozwy złożone w sądach w Katowicach i Krakowie, jeszcze nie dotarły. – Pomijając kwestie istoty i zasadności roszczeń, adresat pozwu jest całkowicie niezrozumiały. Stroną sporu jest spółka zależna Tauronu – Polska Kompania Handlowa. Spory z podmiotami celowymi Invenergy toczone są zresztą od ponad dwóch lat. Mamy już również jeden, nieprawomocny, wyrok oddalający powództwo spółki celowej Invenergy Dobiesław Wind Invest. Nie zaistniały żadne nowe okoliczności, które uzasadniałyby działanie Amerykanów. Nie wiadomo też, z czego miałaby wynikać kwota 1,2 mld zł – skomentował prof. Michał Romanowski z kancelarii Romanowski i Wspólnicy, pełnomocnik PKH, ekspert prawa kontraktowego, gość programu „Rzecz o biznesie" (rp.pl). – Jedna kwestia to próba pozwania Tauronu przy zastosowaniu konstrukcji odpowiedzialności przebijającej (odpowiedzialność wspólnika spółki kapitałowej za zobowiązania spółki – red.). Druga kwestia to zasadność roszczenia skierowanego wobec PKH. W obu przypadkach szanse oceniam jako niskie.

Romanowski podkreślił, że de facto nie ma na razie żadnego pozwu, a zapowiedź przekazana za pośrednictwem mediów. Zdaniem eksperta ruch Invenergy można postrzegać jako element gry lobbingowej i próbę wywarcia presji przy okazji wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa w Polsce.

Skąd w ogóle wziął się spór? Romanowski przypomniał, że sytuacja dotyczy nie tylko spółki Tauronu. Koncerny energetyczne zawierały długoterminowe umowy ramowe w zakresie sprzedaży zielonych certyfikatów, takie rozwiązanie było popularne siedem lat temu.

– Było to związane z systemem wsparcia dla zielonej energii. Począwszy od 2012 r. zaczęło to się stopniowo zmieniać, a po zmianach w prawie w latach 2015–2017 istotnie zmieniły się warunki, w jakich te umowy funkcjonowały. Kiedy koncerny zawierały tego typu umowy, cena zielonych świadectw wynosiła około 280 zł. Dziś to poziom około 20 zł. Doszło do dramatycznego załamania rynku praw majątkowych – powiedział Romanowski.

Ekspert podkreślił, że umowy zawierają klauzule adaptacyjne mówiące o tym, że jeśli warunki realizacji postanowień stają się bardzo odległe od tego, co strony zakładały przy podpisywaniu kontraktu, to zachodzi obowiązek dostosowania kontraktów do tych zmienionych warunków.