Udane dwie pierwsze sesje, zadyszka podczas trzeciej i presja podaży na dwóch ostatnich. Tak wyglądały ostatnie dwa tygodnie na wykresie szerokiego indeksu WIG. Początkowe próby odbicia dwukrotnie tłumione były niemal w punkt przez średnią kroczącą z 50 sesji, a test oporu zbiegał się w czasie z sygnałami makroekonomicznymi. W minionym tygodniu był nim przede wszystkim czwartkowy odczyt inflacji w USA. CPI za styczeń, w ujęciu rok do roku, wyniósł 7,5 proc., a średnia prognoz mówiła o 7,3 proc. To przybliża nas do scenariusza, w którym cykl podwyżek stóp procentowych w USA zacznie się już w marcu. Zwłaszcza że członek FOMC James Bullard już zakomunikował, że opowiada się za podwyżką o 50 pkt baz. w marcu i kolejną, taką samą, w lipcu. W tym kontekście czwartkowa reakcja rynków nie była zaskakująca: S&P 500 spadł o 1,8 proc., Nasdaq Composite – o 2,1 proc., a WIG – o 0,8 proc. Patrząc na wykresy głównych indeksów z szerszej perspektywy, sytuacja wciąż należy do tych spod znaku „ważą się losy hossy".

Zawracając spod 50-sesyjnej średniej, WIG ponownie przybliżył się do styczniowego dołka – 65 673 pkt. Licząc od piątkowego minimum, brakowało do tego poziomu zaledwie 1,6 proc. Wystarczy więc jedna–dwie słabsze sesje i na wykresie pojawi się klasyczny sygnał spadkowy, a budowany od listopada układ coraz niższych ekstremów zacznie przypominać kanał, będący być może pierwszą falą bessy. W ten scenariusz cały czas wpisuje się zachowanie średnich kroczących z 50 i 200 sesji, które są o włos od przecięcia i utworzenia negatywnej formacji krzyża śmierci. Ta ostatnia pojawiła się już na wykresach WIG20 i sWIG80. Oba indeksy wprawdzie nie pogłębiły w minionym tygodniu ostatnich dołków, ale podobnie jak WIG nie zdołały przebić się przez średnie 50-sesyjne. Nie udało się to również mWIG40, który do niedawna był wyraźnie silniejszy od reszty rynku. Co gorsza – jego notowania zamykają się teraz w wąskim przedziale wahań między średnimi z 50 i 200 sesji, a ta ostatnia została w piątek naruszona (potencjalny sygnał przesilenia na korzyść podaży).

Polski rynek akcji jest więc w bardzo newralgicznym miejscu. Kluczowy ruchomy opór stanowi na ten moment barierę nie do przejścia dla głównych indeksów, a lokalne dołki są bardzo blisko. Jeśli pięćdziesiątka wytrzyma, a wsparcia pękną, słowo „bessa" nabierze większego sensu. Inwestorzy potrzebują argumentów za kupowaniem akcji. Argumentów silniejszych od rosnącej inflacji, która przybliża perspektywę podwyżek stóp, a co za tym idzie – większą konkurencyjność bezpiecznych lokat kapitału. Niestety, na ten moment takich argumentów brak.