Od początku miesiąca WIG (licząc do piątkowego popołudnia) stracił 6,6 proc. Jeśli taki wynik utrzyma się przez ten tydzień, będzie to najgorszy sierpień w wykonaniu naszego szerokiego rynku od 2011 r. Wówczas indeks zanurkował o 10,5 proc. i oscylował przy poziomie 42 200 pkt. Do tego pułapu jest na szczęście daleko. Przez ostatni tydzień trwała walka o utrzymanie wsparcia 56 000 pkt. Barierę tę wyznacza dołek z połowy maja. Jeśli pęknie, będzie to zachęta do sprowadzenia notowań niżej.
Warto na wykres WIG spojrzeć z nieco szerszej perspektywy. Okazuje się bowiem, że od kwietnia 2018 r. kurs tworzy szeroką konsolidację między poziomami 62 000 i 54 000 pkt. W ramach tego układu pojawiły się już cztery fale spadkowe i trzy wzrostowe, każda o zasięgu z przedziału 5000–8000 pkt. Nakładając na wykres oscylatory, widzimy wyraźnie, że lokalne dołki WIG zbiegały się w czasie z testem stref wyprzedania przez MACD i RSI. Ten pierwszy wskaźnik docierał w okolicę -1000 pkt, a drugi do 30 pkt. Dlaczego zwracam na to uwagę? Otóż w ostatnim czasie indeks szerokiego rynku wszedł w fazę wyprzedania – jego notowania zbliżyły się w porywach do 55 000 pkt, RSI(14) spadł nawet do 24,4 pkt, a MACD do -1100 pkt. Zakładając utrzymanie obserwowanej od ponad roku cykliczności, można na tej podstawie spodziewać się odbicia i czwartej fali wzrostowej. Przemawia za tym m.in. to, że MACD przebił już w górę swoją linię sygnalną, a RSI uciekł ze wspomnianej strefy. Lokalne szczyty poprzednich trzech fal formowane były w strefie 61 000–62 000 pkt. Przy obecnej wycenie daje to potencjał wzrostu rzędu 10–11 proc., i to w perspektywie od dwóch do sześciu miesięcy.
Brzmi optymistycznie, jednak zawsze jest jakieś „ale". Po pierwsze, maksymalny zasięg ruchu spadkowego w obrębie analizowanej konsolidacji to dokładnie 54 027 pkt. Jest to poziom dołka z października ubiegłego roku. Niewykluczone więc, że przed odreagowaniem wzrostowym dojdzie do pogłębienia spadku we wskazany rejon. Po drugie, WIG20 już testuje dołek z ubiegłego roku i jeśli go sforsuje, to da całemu rynkowi zielone światło do zejścia na kilkuletnie minima. Zwłaszcza że podobnie zachowuje się mWIG40. Indeks dotarł w minionym tygodniu do 3739 pkt. Jest więc dokładnie na poziomie formacji podwójnego dna, utworzonej na przełomie października i listopada 2018 r. Jeśli ubiegłoroczne minima na wykresach WIG20 i mWIG40 pękną w najbliższych dniach, to trudno sobie wyobrazić, by WIG zrealizował nakreślony optymistyczny scenariusz. Małe spółki same nie zdołają go pociągnąć w górę. Wprawdzie są relatywnie najsilniejszym segmentem na naszym rynku, albo raczej najbardziej odpornym na kiepskie globalne nastroje, ale sytuacja na wykresie sWIG80 też daleka jest od obiecującej. Indeks od kilku dni konsoliduje się przy 11 600 pkt i oscyluje między 50- i 200-sesyjną średnią kroczącą. Wyjście dołem z tego klinczu może skutkować kontynuacją układu spadkowego, powoli budowanego od kwietnia. Jak widać, ważne wsparcia na wykresach indeksów są bardzo blisko aktualnych notowań. Dlatego ostatni tydzień miesiąca zapowiada się bardzo emocjonująco.