Po II wojnie światowej złoty – podobnie jak cała gospodarka – padł ofiarą systemu komunistycznego. Z pozoru nie było powodu do narzekania – do 1980 r. kurs dolara w złotych dewizowych był taki sam: 4,44 zł (w stosunku do rubla złoty nawet lekko się umacniał). Cóż z tego, skoro polska waluta nie cieszyła się wymienialnością, a bardzo długo obowiązywał wręcz zakaz posiadania dewiz przez Polaków.
Ci, którzy mieli szczęście przywieźć albo dostać twardą walutę z zagranicy, mieli obowiązek zdeponować ją w banku Polska Kasa Opieki. W zamian mieli prawo do otrzymania bonów towarowych PeKaO. Te zaś pozwalały na kupowanie niedostępnych albo trudno dostępnych w zwykłych sklepach towarów w placówkach Peweksu czy Baltony.
Nic dziwnego, że równolegle istniał czarny rynek, który wyceniał złotego zupełnie inaczej, niż wynikałoby z oficjalnych tabel kursowych. W latach 70. cena dolara na czarnym rynku mniej więcej dwudziestokrotnie przekraczała kurs oficjalny. W latach 80. – w czasie hiperinflacji – czarnorynkowy kurs był nawet pięćdziesięciokrotnie wyższy od kursu oficjalnego.
Przedsiębiorstwa miały zapewniony dostęp do dewiz po tzw. kursie przetargowym. Ten również zdecydowanie różnił się od kursu oficjalnego. Pod koniec 1989 r. był dwu-, trzykrotnie wyższy od kursu oficjalnego.
Normalizację sytuacji przyniosły dopiero reformy Balcerowicza. Z początkiem 1990 r. ustalono kurs dolara na 9500 (starych) złotych i na tym poziomie był on utrzymywany do maja 1991 r. Wówczas zrezygnowano z powiązania złotego z dolarem. Punktem odniesienia dla kursu naszej waluty stał się koszyk walut (dolar miał w nim 45-proc. udział, marka niemiecka 35 proc., funt brytyjski 10 proc., a frank francuski i frank szwajcarski po 5 proc.). Równocześnie kurs złotego zdewaluowano o blisko 17 proc.