Nowa Szwajcaria leży na dalekim wschodzie

Przez wieki to do Szwajcarii napływał kapitał bogaczy, którzy chcieli uchronić go przed pazernością fiskusa. Dwa lata po zakończeniu światowego kryzysu finansowego wielkie pieniądze coraz częściej płyną jednak do Singapuru oraz Hongkongu

Aktualizacja: 25.02.2017 21:03 Publikacja: 16.04.2011 02:15

Nowa Szwajcaria leży na dalekim wschodzie

Foto: Archiwum

Szwajcaria, z sumą około 2 bilionów dolarów, z pewnością nadal jest liderem, jeśli chodzi o wartość aktywów oddanych w zarządzanie lokalnym bankom przez zagranicznych milionerów. W wyniku ofensywy wymierzonej w tamtejszą tajemnicę bankową kwota ta jednak znacznie zmalała – ocenia się, że łącznie z europejskich „rajów podatkowych”, czyli głównie Szwajcarii, od 2008 r. klienci wycofali ponad 500 mld dolarów.

Szwajcarskim bankierom sprawy zaczęły komplikować się w 2007 r., kiedy to amerykański Departament Sprawiedliwości wszczął śledztwo przeciwko bankowi UBS, oskarżając go o pomoc Amerykanom w ukrywaniu pieniędzy przed fiskusem. Głośna ugoda, w wyniku której szwajcarski gigant zapłacił wysoką grzywnę i przy współudziale własnego rządu przekazał władzom skarbowym USA dane ponad 4,4 tys. swoich amerykańskich klientów, niczego jednak nie zakończyła. Na rozmontowaniu szwajcarskiej tajemnicy bankowej nadal zależy władzom wielu krajów Europy Zachodniej, a ponadto, jak wynika z ostatnich doniesień, amerykański wymiar sprawiedliwości wziął się teraz za ściganie innych szwajcarskich banków, w tym Credit Suisse.

Helweckie władze w tym roku ponownie przystały na rozluźnienie przepisów dotyczących przekazywania innym krajom informacji na temat kont bankowych ich obywateli, chociaż zastrzegają, że transfer danych może nastąpić tylko w wypadku udowodnienia przestępstwa danej osobie. Z drugiej jednak strony zgodziły się w zeszłym roku negocjować z Niemcami i Wielką Brytanią umowy, w wyniku których szwajcarskie banki będą musiały aktywa Niemców i Brytyjczyków obarczać podatkiem.

W efekcie coraz mniej milionerów spogląda na Szwajcarię pożądliwie. W zamian coraz częściej wybierają Singapur i Hongkong, bo to tam dziś najłatwiej zachomikować duże pieniądze w taki sposób, aby nikt się o nich nie dowiedział. Według ekspertów sporo z aktywów wycofanych w ostatnich dwóch latach ze Szwajcarii przeniesiono właśnie do Singapuru. Singapur już wcześniej stał się zresztą ważny w branży. Tamtejsze aktywa bankowości prywatnej wzrosły między 2000 a 2008 r. ośmiokrotnie, a w zeszłym roku, jak oceniał raport Boston Consulting Group, wynosiły 500 mld dolarów. W przypadku Hongkongu było to 200 mld dolarów. To odpowiednio drugi i trzeci wynik po Szwajcarii.

Ciekawe jest to, że private banking rozwija w Azji nie kto inny, tylko przede wszystkim sami Helweci. Jednym z liderów w Singapurze jest UBS, który już na koniec 2009 r. miał tam blisko 150 mld dolarów aktywów powierzonych przez milionerów. W banku Julius Baer, którego główna siedziba mieści się w Zurychu, jego menedżerowie nazywają Singapur „drugim domem”. W zeszłym roku w Singapurze miało miejsce nawet jedno z posiedzeń zarządu tego banku.

Początkowo zachodnie banki ruszyły do Azji, aby łowić głównie tamtejszych klientów. W szybko rozwijających się Chinach czy Indiach krezusów przybywa bowiem z tygodnia na tydzień. Jak wynika z opublikowanego jesienią raportu CapGemini i Merrill Lynch, liczba „dolarowych milionerów” w regionie Azji i Pacyfiku wzrosła w 2009 r. o jedną czwartą i jest już obecnie większa niż w Europie Zachodniej. Co jeszcze bardziej uderzające, do 2013 r. powinna natomiast przekroczyć liczbę milionerów w Ameryce Północnej.

Zamieszanie wokół Szwajcarii zweryfikowało jednak plany i obecnie celem dla dalekowschodnich biur UBS i innych banków nie są tylko Azjaci, ale także bogaci Amerykanie i mieszkańcy Europy Zachodniej. Ci zresztą sami chętnie się do Azji kierują.

– Wszystko wskazuje, że Singapur ma wszelkie szanse zastąpić Szwajcarię jako globalne centrum dla private bankingu – oceniał cytowany przez „The New York Times” profesor polityki gospodarczej Ronen Panan z brytyjskiego Uniwersytetu Birmingham. – Singapur to właśnie miejsce, gdzie Szwajcarzy mogą znaleźć tajemnicę bankową, którą stracili u siebie – wtórował mu Richard Murphy, założyciel Tax Justice Network, brytyjskiej firmy zajmującej się rajami podatkowymi. Zaraz za Singapurem wymieniany jest natomiast Hongkong.

W czym tkwi urok obu tych lokalizacji? Oczywiście w odpowiednich regulacjach. W przypadku Singapuru obowiązuje dość ścisła tajemnica bankowa, nie ma podatków od zysków kapitałowych i większości zagranicznych dywidend, a ponadto można łatwo zakładać spółki czy trusty i w nich przechowywać aktywa. W Hongkongu nie ma ustanowionych prawnie przepisów dotyczących tajemnicy bankowej, ale także łatwo można tworzyć nieprzejrzyste firmy i używać je jako wehikułów do unikania podatków. W Hongkongu również zyski z lokat nie są opodatkowane, a jeśli chodzi o firmy, płacą one podatek tylko od dochodów wypracowanych w samym Hongkongu.

Singapur i Hongkong, co zrozumiałe, bronią się przed przypisywaniem im łatki raju podatkowego, kojarzącego się z miejscem ukrywania gotówki i prania brudnych pieniędzy.

– Przepisy dotyczące zachowania poufności w bankowości w Singapurze mają chronić prywatność prawowitych inwestorów, ale pozwalają one na przekazanie informacji bankowych zagranicznym władzom, jeśli w grę wchodzi podejrzenie przestępstwa – powiedziała gazecie „The New York Times” rzeczniczka Urzędu Finansowego Singapuru, pełniącego rolę banku centralnego i zarazem regulatora branży finansowej. Rzeczniczka Biura Usług Finansowych i Skarbu Hongkongu stwierdziła z kolei, że Hongkongu w żaden sposób nie można porównywać z jurysdykcjami ułatwiającymi ukrywanie się przed fiskusem. – Mamy prosty i wysoce przejrzysty system podatkowy. Relatywnie niskie stopy procentowe są natomiast rezultatem naszej rozsądnej polityki fiskalnej – dodała.

Wśród międzynarodowych banków trwa w Azji zacięta rywalizacja o to, kto będzie mocniejszy i zdoła przyciągnąć więcej pieniędzy od bogaczy. Wspomniany Julius Baer, jak zapowiedział w azjatyckiej prasie szef banku Boris Collardi, chce wkrótce podwoić szeregi doradców?oferujących usługi private banking, których ma teraz 130 łącznie w Singapurze, Hongkongu i Dżakarcie.

Wielkie zatrudnienie w Azji zapowiadali także najwięksi gracze w branży bankowości prywatnej, jak UBS, amerykański JP Morgan czy brytyjski Standard Chartered. Każdy z nich chciałby przyjąć nawet po kilkaset osób do działów private banking. Problem w tym, czy je znajdą. – Znalezienie doświadczonych specjalistów w dziedzinie private banking w Hongkongu i Singapurze jest teraz dużym wyzwaniem, bo praktycznie każdy bank ich szuka. Szczególnie tacy fachowcy raczej zakorzeniają się w swoich firmach i nie są skorzy do skakania ze statku na statek – opowiada portalowi efinancialcareers.com jeden z ekspertów.

Jak oceniają banki, ich aktywa w Azji będą rosnąć jeszcze szybciej niż tamtejsze gospodarki. Jeden z menedżerów Credit Suisse zdradził, że wartość nowych aktywów powierzanych przez klientów w Azji powinna rosnąć w najbliższych latach o ponad 20 proc. rocznie, a więc ponad trzykrotnie szybciej niż przeciętnie w tym banku w skali globalnej. UBS prognozował tymczasem, że do końca 2012 r. pochodzące z zagranicy aktywa bankowości prywatnej w Singapurze i Hongkongu wzrosną do 800 mld dolarów.

Banki
KNF: 100 proc. zysku banków na dywidendę jeszcze nie teraz
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Banki
Prezes PKO BP: Wychodzimy daleko poza naszą strefę komfortu
Banki
Citi Handlowy: co dalej z segmentem detalicznym?
Banki
Prezes Banku Millennium: nasz bank zdejmuje ciasny krawat, ale nadal jest i będzie w garniturze
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Banki
Czy dojdzie do fuzji Pekao i Aliora? Bardzo możliwe
Banki
Rozważają nabycie akcji Alior Banku przez Pekao od PZU. Jest list intencyjny