Amerykańskie indeksy szybko wróciły w okolice historycznych szczytów. Zdaniem analityków, aż prosi się co najmniej o techniczna korektę, jeśli nie o nową falę spadkową. Patrząc na indeks S&P 500 niektórzy analitycy twierdzą, że czasem porusza się dokładnie zgodnie z analizą techniczną. Jak komentuje Kamil Cisowski, analityk DI Xelion, w poniedziałek rynek amerykański zamykał się w okolicach dziennych maksimów. S&P500 zyskał 1.20 proc. Zauważa jednak, że Bloomberg zwraca uwagę, że w głównym indeksie nie ma już literalnie żadnej spółki, która w ciągu ostatnich 10 tygodni nie przyniosła dodatniej stopy zwrotu, co wydaje się bardziej niepokojącym sygnałem niż sam fakt wyjścia głównego indeksu na dodatnie poziomy YTD (year to date).
A co ma główny wpływ na rynki? Tomasz Gessner, eksport Exeria.com podkreśla w komentarzu na portalu stooq.pl, że uwagę zwraca decyzja Fed, którą amerykański bank centralny może podjąć w środę. - Rynek jest już tak uzależniony od tego, co zrobią banki centralne, że sam fakt nie zrobienia niczego może się przy takich oczekiwaniach okazać już rozczarowaniem. Z kolei dorzucanie dalej do pieca może pomóc na krótko, albo rynek w końcu stwierdzi, że to już za mało. Co jest na tapecie? Obniżka stóp nie wchodzi już w grę, ale ostatnio dyskutowany jest temat kontrolowania krzywej dochodowości na wzór japoński i to na tym prawdopodobnie skupi się uwaga uczestników rynku - uważa Gessner.