Z drugiej strony nie można iść za bardzo na skróty, żeby nie rozczarować brakiem wiarygodności odbiorcy już wtajemniczonego. Bywa z tym różnie. Na przykład film Ryszarda Bugajskiego „Układ zamknięty" jest sprawnie nakręconym thrillerem, ale ktoś z elementarną wiedzą o funkcjonowaniu spółek giełdowych musi naprawdę mocno przymykać oczy, by „kupić" finalny zwrot akcji – przyczyny, dla których wykłada się plan kradzieży przedsiębiorstwa przez prokuratora i szefa urzędu kontroli skarbowej.

„19 dołków, czyli jak ukraść spółkę" mierzy się z podobnym problemem – i to jeszcze do kwadratu. Czytelnik nie tylko jest rzucony w realia rynku kapitałowego, ale także golfa – z całą nomenklaturą i zasadami tej gry. W samej opowieści o chciwym menedżerze golf nie odgrywa praktycznie żadnej roli. Opowieści o grze są krótkimi przerywnikami między rozdziałami fabuły – ten formalny zabieg ma zbudować napięcie wynikające ze zderzenia świata dżentelmenów, uczciwości i zasad (golf) ze światem moralnej wolnoamerykanki (biznes). Nie jest to jednak coś, czego nie znalibyśmy chociażby z licznych filmów, z „Wall Street", „Żądzą bankiera" i „Wilkiem z Wall Street" na czele.

Jeśli chodzi o czysto rozrywkowy aspekt książki, jest to dość sprawnie napisana powieść sensacyjna – ale nie jest to pozycja dla czytelnika zupełnie nieobeznanego z rynkiem kapitałowym.

Książka może z pewnością wywołać ferment w giełdowo-finansowym światku – łącznie z dociekaniem, czy i które jej elementy są oparte na faktach, bo autorem jest Adam Guz, były prezes GoAdvisers/Letus Capital, który zasiadał we władzach niejednej notowanej firmy. W jednym z wywiadów autor powiedział, że myśli już o drugiej fabule – chciałby „rozliczyć cwaniaków, którzy zalali nasz rynek frankowymi kredytami i toksycznymi opcjami, zatruwając nasze społeczeństwo na lata". Adam Guz ma więc szansę stworzyć interesujące dzieło dla szerszej już grupy odbiorców.