W ubiegłym roku wielu ekonomistów zakładało, że początek br. w Polsce przyniesie silny spadek inflacji, nawet poniżej 1 proc. rocznie. Tak się nie stało, w styczniu inflacja wyniosła prawdopodobnie 2,7 proc. Polska nie jest odosobniona: nasilającą się presję inflacyjną widać na całym świecie. Z czego to wynika?
Składa się na to wiele czynników, nieco innych w każdym kraju. Są jednak pewne ogólnoświatowe trendy. Widać np. wzrost cen surowców, w tym ropy naftowej i płodów rolnych. Wskaźnik cen żywności FAO rośnie nieprzerwanie od ośmiu miesięcy (w styczniu znalazł się najwyżej od lipca 2014 r. – red.). To się przekłada na ceny towarów i usług konsumpcyjnych. Na to nakładają się jeszcze działania natury fiskalnej. To widać szczególnie w Niemczech, gdzie w trakcie pandemii obniżone zostały stawki VAT. Od stycznia powróciły do poprzedniego poziomu, co automatycznie prowadzi do wzrostu cen.
Wszystkie te proinflacyjne czynniki mają, jak się zdaje, przejściowy charakter. Załamanie cen ropy naftowej i surowców przemysłowych wiosną ub.r. stworzyło efekt niskiej bazy odniesienia. Ale w przyszłym roku baza będzie już wysoka. Także szybki wzrost kosztów frachtu oraz niedobory pewnych komponentów – którymi firmy przemysłowe tłumaczą podwyżki cen swoich wyrobów – można uważać za przejściową konsekwencję pandemii. Czy dostrzegasz jakieś siły, które mogłyby trwale podwyższyć inflację?
To jest trudne pytanie, ponieważ to, na ile trwała będzie inflacja, będzie zależało m.in. od tego, jak banki centralne będą reagowały na jednorazowe zwyżki cen i od psychologii rynku. Chodzi o to, że polityka komunikacyjna banków centralnych jest istotna dla kształtowania się oczekiwań inflacyjnych, które z kolei mają wpływ na inflację. Wiele z tych czynników, które wpływają teraz na wzrost dynamiki cen, jest poza polem oddziaływania polityki pieniężnej. Banki centralne muszą to tłumaczyć. Warto też podkreślić, że sami ekonomiści są mocno podzieleni w ocenie tego, jak przebiegać mogą w najbliższym czasie procesy inflacyjne. Dobrym tego przykładem była debata Paula Krugmana i Lawrence'a Summersa na temat pakietu stymulacyjnego w USA. Summers ostrzega, że nadmierne wydatki publiczne doprowadzą do inflacji popytowej. Dla mnie dużym znakiem zapytania jest postępowanie firm po pandemii. Wiele z nich będzie borykało się z długami, które zwykle rosną w kryzysowych warunkach. Za tym mogą pójść wyższe ceny, szczególnie usług.