Amerykanie mają pakiet stymulacyjny wart 1,9 bln USD. Co on tak naprawdę oznacza dla amerykańskiej gospodarki?
Jest to bezpośredni napływ świeżego pieniądza. Musimy chociażby spojrzeć na zapomogi dla bezrobotnych, które bez tego pakietu by wygasły, a tak będą wypłacane w kolejnych miesiącach. To także czeki o wartości 1,4 tys. USD na osobę, które bezpośrednio zasilą budżety gospodarstw domowych. To także zaplanowane wydatki chociażby o charakterze infrastrukturalnym, które mają pobudzać koniunkturę przede wszystkim w branży przemysłowej. Mamy więc bardzo mocny impuls dla gospodarki, który ma pomóc w wyjściu z trudnego czasu pandemii. Będzie się on także przekładał na to, że Stany Zjednoczone, mimo że już teraz „momentum" wzrostowe jest tam najwyższe, będą najjaśniej świecącą gospodarką na mapie świata.
Wspomniał pan, że Amerykanie dostaną do ręki pieniądze w formie czeków. Pojawiają się opinie, że te pieniądze mogą trafić na giełdę. Czy tak faktycznie będzie i czy to oznacza nowe rekordy?
Wszystko na to wskazuje. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania na temat tego, jak obywatele będą dysponować środkami, które otrzymają. Część osób faktycznie deklarowała, że przeznaczy te pieniądze na zakup akcji. Jest to z pewnością kolejna dobra informacja dla tamtejszego rynku. Inna sprawa, że długoterminowy trend wzrostowy na Wall Street wydaje się być niezagrożony. Oczywiście mamy teraz temat rentowności obligacji, co wprowadza trochę zamieszania na rynek, jednak wydaje się, że w długim terminie scenariusz wzrostowy pozostaje aktualny. Wszyscy oczekują na odblokowanie gospodarki, pobudzenie aktywności, impuls fiskalny, perspektywę silnego odbicia gospodarczego w połowie roku i to cały czas napędza rynek akcji.