Podczas pierwszej sesji na GPW notowanych było pięć spółek. Dzisiaj jest ich ponad 800, licząc z rynkiem NewConnect. Czy z perspektywy spółek giełda to wciąż prestiż?
Na pewno w jakimś sensie tak. Trzeba jednak też sobie jasno powiedzieć, że są to też coraz większe obciążenia i mniejsze korzyści. Jeśli spojrzymy historycznie, giełda była jedynym miejscem, gdzie można było zebrać pieniądze na rozwój, a jednocześnie wymogi regulacyjne były stosunkowo niskie, przez co na giełdę weszło wiele małych spółek. Później, kiedy uwarunkowania makroekonomiczne się zmieniły i dzisiaj mamy tani dostęp do pieniędzy, a wymogi regulacyjne są bardzo wysokie, to duża część tych małych spółek znalazła się w pułapce regulacyjnej. Są na giełdzie, chociaż teoretycznie nie powinny być i za bardzo ich wielkość nie uzasadnia ich obecności, a to utrudnia wypełnienie obowiązków regulacyjnych.
Co musiałoby się stać, aby kolejne, atrakcyjne z punktu widzenia uczestników rynku, spółki faktycznie zainteresowały się wejściem na giełdę? Potrzebne są zmiany regulacyjne?
Musiałyby się zmienić uwarunkowania makroekonomiczne. Musiałoby dojść do wysokiego wzrostu inflacji. Wtedy zakładam, że stopy procentowe musiałyby być istotnie podniesione. To wiązałoby się z utrudnionym dostępem do finansowania bankowego. Wtedy spółki musiałyby przyjść na rynek kapitałowy, by się finansować. To dotyczy największych spółek. W przypadku mniejszych firm trzeba byłoby zmienić regulacje, przy czym też trzeba pamiętać, że są one kreowane w Unii Europejskiej. Co ciekawe, w pandemii łatwiej zmienić jest wymogi na rynkach kapitałowych dotyczących małych i średnich przedsiębiorstw.PRT