Jeszcze miesiąc temu indeks WIG-nieruchomości był na wieloletnich maksimach, ale podwyżka stóp spowodowała przecenę akcji deweloperów mieszkaniowych. Pytanie, czy to jest korekta, czy zmiana trendu. Te pierwsze podwyżki, w sumie z 0,1 do 1,25 proc., oceniono jako takie, które nie wstrząsną mieszkaniówką. Przy jakim poziomie stóp będziemy mogli mówić o mocniejszym schłodzeniu popytu u kupujących na własne potrzeby i u inwestorów?
Jeśli chodzi o nabywców mieszkań na własny użytek, to im wyższe stopy, tym zdolność kredytowa niższa. Będziemy mieć więc do czynienia z pewnym ograniczeniem popytu, ale nie spodziewałbym się jakiegoś całkowitego zahamowania kupowania mieszkań.
Jeżeli chodzi o klientów inwestycyjnych, a więc przenoszących pieniądze np. z rachunków bankowych na rynek nieruchomości, to tu motywacją były niskie oprocentowania lokat i obligacji, a stopa zwrotu z najmu była atrakcyjniejsza, mieszkania wciąż też zwiększają wartość. W tej chwili rynek oczekuje kolejnych podwyżek stóp, a co za tym idzie – lepszego oprocentowania lokat i obligacji skarbowych. Oczywiście w tej chwili ani banki, ani Ministerstwo Finansów nie kwapią się do jakichkolwiek podwyżek, ale w końcu to będzie musiało nastąpić. Od tempa tych podwyżek będzie zależało, czy rzeczywiście popyt inwestycyjny na rynku nieruchomości mieszkaniowych osłabnie. W tej chwili rentowność najmu to średnio 3–3,5 proc. netto w całej Polsce, a więc nieco mniej niż przed pandemią, ale lepiej niż to, co dają lokaty i obligacje. Myślę, że kiedy oprocentowanie 12-miesięcznych depozytów zacznie korespondować z poziomem rentowności wynajmu, możemy oczekiwać takiego mocniejszego wyhamowania zakupów inwestycyjnych mieszkań. Przed pandemią oprocentowanie lokat rocznych było takie samo jak stopa referencyjna. Czy do tej zasady wrócimy, zobaczymy.
Czy kredyty z gwarantowanym przez państwo wkładem własnym, przewidziane w Polskim Ładzie, będą mocnym paliwem popytu?