Dodatkową przyczyną osłabienia był brak jakichś zaskakujących jastrzębich tonów w komunikacie FOMC oraz wynik wyborów w Holandii. Zgodnie z oczekiwaniami towarzyszyło mu odbicie w górę słabujących od końca lutego cen surowców. Pozytywnie reagowały również ceny akcji – odwrotnie niż tydzień wcześniej najmocniejszymi rynkami w Europie były w czwartek Moskwa i Warszawa, a WIG20 ustanowił po 3-tygodniowej przerwie nowy cykliczny szczyt.

Kurs dolara wobec euro zbliżył się w czwartek do poziomu oporu wyznaczonego przez maksima z grudnia (1,076) i lutego (1,08). Jeśli – co wydaje się bardziej prawdopodobnym scenariuszem – od tego oporu się odbije, to można się będzie spodziewać nawrotu słabości w kompleksie surowce–rynki wschodzące.

Wcześniejsza słabość notowań surowców była szczególnie wyraźna na rynku ropy, której cena spadła o ponad 12 proc. Nastąpiło to po tym, jak roczna zmiana ceny ropy (WTI) przekroczyła pod koniec lutego +100 proc. Z takim wzrostem mieliśmy do czynienia w okresie minionego pokolenia jedynie 5-krotnie. Takie sygnały pojawiały się w lipcu 1987 r., we wrześniu 1990 r., w listopadzie 1999 r., w maju 2008 r. oraz w grudniu 2009 r. Odbicie w górę cen surowców sprzed roku było dla rynków akcji pozytywnym sygnałem przełamania tendencji deflacyjnych (i negatywnym sygnałem dla obligacji). Niemniej dwukrotny wzrost cen w ciągu roku już taki pozytywny nie jest. Taki sygnał z lipca 1987 r. poprzedzał szczyt S&P 500 o miesiąc, a 20-proc. krach o trzy miesiące, szok naftowy z lata 1990 r. wpędził gospodarkę USA w recesję trwającą trzy kwartały, pomiędzy sygnałem z listopada 1999 r. a początkiem krachu na rynku Nasdaq upłynęły cztery miesiące, podobnie jak od sygnału z maja 2008 r. do ogłoszenia bankructwa banku Lehman Brothers. I wreszcie szczyt cen akcji poprzedzający Flash Crash z maja 2010 r. nastąpił w cztery miesiące po sygnale z końca grudnia 2009 r. Jak widać, gdzieś pomiędzy marcem a czerwcem należy oczekiwać szczytu cen akcji w USA poprzedzającego raczej większe niż mniejsze schłodzenie koniunktury. Oczywiście ów 100-proc. wzrost ceny ropy w minionym roku nie kwalifikuje się jako prawdziwy szok naftowy, gdyż odbicie to startowało z wieloletniego dołka – tak jak z lat 1986, 1998 czy 2008/2009. Projekcje ceny oparte na tych trzech precedensach sugerują rychłe odbicie, ale i niezdolność do przekroczenia poziomu 60 USD do końca dekady.