Entuzjastycznie. Przedstawiciele spółek liczą na więcej, czyli być może ETF na ten indeks albo jakiś kontrakt terminowy.
Krakowska konferencja dosyć mocno zaznaczyła się na mapie branżowych wydarzeń w naszym kraju. Czy w tym roku widziałeś tam spore zainteresowanie tematyką giełdową?
SK:
Mamy konferencję Wall Street, która ma ugruntowaną pozycję i raczej poświęcona jest rynkowi akcji, spotkaniom ze spółkami i prezesami. Invest Cuffs raczej wywodzi się z forexu i kryptowalut, i przez to dominują tam raczej młodsze osoby. Podobno przez dwa dni przewinęło się tam 4000 osób.
Miałem niedawno okazję rozmawiać z organizatorem tej imprezy – Marcinem Wenusem. On postawił ciekawą tezę, że młodzi inwestorzy, którzy zostali poturbowani przez rynek kryptowalut, szukają teraz nowych rynków i to jest szansa dla giełdy, by przyciągnąć nowych uczestników. Panów zdaniem faktycznie jest tak blisko od bitcoina do akcji?
WB:
Obawiam się, że ci młodzi ludzie nie mają kapitału. Zwłaszcza jeśli wszystko zainwestowali w bitcoina (śmiech).
KB:
Moim zdaniem rynek kryptowalut to coś zupełnie innego niż rynek akcji. Tam przede wszystkim nie ma informacji bieżących, które mogą wpływać na wycenę poszczególnych aktywów. Na rynku walutowym mamy dane makro, na rynku akcji mamy raporty wynikowe, tymczasem na rynku kryptowalut takich klarownych czynników kształtujących notowania nie dostrzegam. Dlatego traktuję go jak napędzany tylko emocjami. I skłaniam się, że bliżej mu do swego rodzaju manii, jak chociażby znana w historii tulipomania.
Ale kiedyś wspominał pan, że wśród pańskich studentów na SGH też widać pewne preferencje rynkowe?
KB:
Zgadza się. Widać, że młodsze pokolenie odchodzi od giełdy i idzie w kierunku kryptowalut. Z badań ich preferencji wynika, że bardziej interesują ich platformy obrotu jak forex. Tradycyjny rynek akcji jest dla nich passé.
WB:
Wracając jeszcze do kryptowalut, to dla mnie się wszystko zgadza. Jeśli szczyt na bitcoinie z grudnia 2017 r. był odpowiednikiem szczytu na Nasdaqu z marca 2000 r., który był szczytem manii technologiczej, to wtedy, w poprzednim cyklu, gdy ta bańka pękła, to półtora roku później zaczęła się odwrotna hossa. Mam na myśli to, że zyskiwać zaczęły branże tradycyjne. Kapitał zaczął płynąć od nowych technologii do starej ekonomii. Zaczęły drożeć wszystkie „kapsle i korki". Wierzę, że ta historia się powtórzy, tzn. młodzi inwestorzy „popłynęli" na fali kryptowalut, a teraz skruszeni wrócą i zaczną kupować akcje tradycyjnych firm.
SK:
Trochę przypomina mi się własne doświadczenie z Elektrimem. Jak kupowałem jego akcje, to nie miałem o giełdzie większego pojęcia, ale chciałem mieć „cesarza" w portfelu i sam siebie widziałem już na tronie (śmiech). Sporo mnie Elekrtim nauczył, a tarcze podatkową miałem potem na lata. Efekt był w dłuższym terminie, że wróciłem do tych „nudnych" spółek, więc może faktycznie taka jest naturalna kolej rzeczy...
To już tak tytułem zakończenia, chciałbym się dowiedzieć, co nie będzie panom dawało spać w kwietniu? Innymi słowy, czego się najbardziej boicie?
SK:
Boję się, że rządzący mogą położyć rękę na pieniądzach z OFE. To znacznie zmniejszyłoby szansę na trwałą poprawę nastrojów na GPW, zwłaszcza w segmencie małych spółek.
WB:
Ja generalnie liczę na jakieś niepokoje, bowiem spodziewałem się generalnie jakiegoś wiosennego dołka cenowego na rynku akcji. Liczę więc, że ten nieszczęsny brexit i przedłużające się negocjacje amerykańsko-chińskie, a być może wybory do europarlamentu, stworzą wtórną okazję do kupienia małych spółek po korekcie tego pierwszego impulsu wzrostowego.
KB:
Mam dwie obawy. Pierwsza to jednak brexit. Boje się, że to ostateczne rozwiązanie będzie jednak z kategorii tych dramatycznych, co pogorszy nastroje na rynkach. Druga obawa dotyczy Włoch. Cały czas niepokoi mnie stan ich gospodarki. O ile Hiszpania i Portugalia jakoś sobie poradziły po tym ostatnim kryzysie, to Włosi cały czas mają z tym problem. Gdyby u nich się pogorszyło, to miałoby to negatywny wydźwięk dla całej strefy euro, bo w końcu mówimy o jej trzeciej, największej gospodarce.