Lektura felietonu Łukasza Kwietnia ?Pięścią w stół, czyli rynek do reanimacji? (PARKIET, 24.04.01 r.) skłoniła mniedo zabrania głosuw koniecznej dyskusji, jaka musi się rozpocząć, jeśli chcemy mieć szanse na huczne świętowanie dwudziestej rocznicy funkcjonowania Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.To nie żartyCałkowicie podzielam opinię autora wspomnianego artykułu o konieczności walnięcia pięścią w stół w związku z coraz widoczniejszą atrofią polskiego rynku kapitałowego (pomimo powierzchownych znamion prosperity). Jako jeden z dinozaurów polskiego rynku kapitałowego, który miał okazję pracować praktycznie we wszystkich obszarach bankowości inwestycyjnej, rozpoczynając w 1991 r. od rynku wtórnego, poprzez rynek pierwotny i doradztwo finansowe, a skończywszy na zarządzaniu aktywami, muszę stwierdzić, iż z przykrością zgadzam się z tezą, że obecna sytuacja przypomina nieco ?bal na Titanicu?, a także o oderwaniu oficjalnych ocen państwowych instytucji, kreujących polski rynek kapitałowy od realiów życia. (...)Osobiście traktuję ostatnie 10 lat pracy na rynku kapitałowym, czyli w okresie jego młodzieńczego rozkwitu i dojrzewania jako niezwykłą przygodę zawodową. Lecz jeśli nic się nie zmieni, i nie nastąpią radykalne działania (głównie, ale nie jedynie ze strony decydentów przekonanych, że ?jakoś tam będzie?), to miast cieszyć się jego dorosłością, przyjdzie przedwcześnie odesłać go do domu starców. Prezentując ten katastroficzny obraz bardzo chciałbym się mylić. Jednakże, podobnie jak Łukasz Kwiecień, uważam, że bez naprawy fundamentów, rozumianych jako ?stosunek statystycznego obywatela do inwestowania i oszczędzania?, dalsza marginalizacja rynku (...) będzie nieunikniona.Lepiej już byłoŚwiadomość czekających wyzwań każe zwrócić uwagę na czyhające zagrożenia. Trzeba sobie przy tym zdać sprawę z kilku niesprzyjających faktów. Otóż, nawet w przypadku ziszczenia się pozytywnego scenariusza i wyjątkowej mobilizacji wszystkich, którym z racji swojego usytuowania i roli na polskim rynku finansowym powinno zależeć na szybkiej reanimacji, a następnie (oby) skutecznej kuracji [tj. przede wszystkim centralnym organom administracji rządowej, takim jak np. KPWiG i UNFE, Ministerstwu Skarbu Państwa, a także GPW i kluczowym instytucjom komercyjnym], fundamentalne zagrożenia, będące przeszkodą dla dalszego jego rozwoju są i będą multiplikowane także przez okoliczności niezależne od nich, takich chociażby jak:l coraz gorszy i ciągle ewidentnie pogarszający się stan polskiej makroekonomii (wiele wskazuje na to, że stoimy o krok o realnej recesji) orazl globalna konsolidacja (w tym także na rynku giełd papierów wartościowych), która, o dziwo, zmniejszy wagę relatywnego sukcesu GPW odniesionego w konkurencji z innymi giełdami z naszego regionu Europy, z uwagi na rysującą się dziejową konieczność podjęcia twardej walki z giełdami państw o instytucjonalnie ugruntowanym systemie gospodarki wolnorynkowej.Lekceważenie ?drobnych?Z uwagi na wielowątkową i złożoną naturę problemów wymagających znalezienia w krótkim czasie właściwej recepty, w niniejszym artykule ograniczę się w zasadzie do jednej kwestii, zmniejszającej szanse efektywnej stymulacji rozwoju giełdy, na który zwrócił uwagę Łukasz Kwiecień, a mianowicie braku niezbędnego paliwa w postaci oszczędności Polaków inwestowanych na rynku kapitałowym.Faktem jest, iż ten problem boleśnie i bardzo prozaicznie zarazem odczuwa znacząca część naszego społeczeństwa, żyjąca na skraju nędzy. Nie wdając się w akademicką dyskusję, dotyczącą optymalnego udziału inwestorów indywidualnych w rynku kapitałowym, należy stwierdzić, iż tym bardziej trzeba hołubić tych z nas, którzy nadwyżki finansowe są wciąż gotowi lokować na publicznym rynku papierów wartościowych. Analiza stanu faktycznego świadczy o czymś zupełnie innym. Lekceważenie interesów tzw. drobnych akcjonariuszy staje się powoli codziennością polskiego rynku publicznego. (...)Czy tak być powinno, czy aby nie nadszedł ostatni moment, żeby zatrzymać resztę drobnych inwestorów i być może zachęcić nowych? Bez podjęcia stosownych działań trudno sobie wyobrazić rozkwit naszego rynku kapitałowego. W przeciwnym razie grozi nam powtórka z historii giełdy z 1991 roku, kiedy to, jak głosi anegdota, obroty giełdowe były możliwe przede wszystkim dzięki osobistej aktywności inwestycyjnej maklerów pracujących na parkiecie, z tą różnicą, iż obecnie handel odbywałby się pomiędzy ograniczonym liczbowo gronem OFE i innych zasobniejszych, głównie polskich, inwestorów giełdowych. Taki stan rzeczy prowadziłby w prostej linii do poważnych turbulencji. Istnieją jeszcze inne, oczywiste, ale na razie bagatelizowane powody malejącego zainteresowania przeciętnego Kowalskiego inwestycjami giełdowymi, o których mowa poniżej.Jako członek profesjonalnego środowiska inwestycyjnego szczerze ubolewam nad zdarzającymi się zachowaniami, mającymi znamiona bezkarnego łamania przepisów prawa i zasad etyki przez niektórych instytucjonalnych uczestników rynku, czego efektem jest dające się uzasadnić przekonanie inwestorów indywidualnych, iż w dłuższej perspektywie są oni jedynie manipulowanym, skazanym na porażkę mięsem armatnim w rozgrywce instytucji. Bezpośrednim skutkiem tej konstatacji jest utrata zaufania, wiary i ostateczne ich odejście z rynku. Jeżeli dodać do tego dyskusyjny zysk z tytułu długoterminowych inwestycji giełdowych, spowodowany faktem, iż większość notowanych spółek nie wykorzystała szansy, jakie stwarzała giełda, przejadła i potraciła kapitał uzyskany z emisji (głównie na skutek błędów kadry kierowniczej) ? to trudno się dziwić takiemu zachowaniu przeciętnego Polaka. Jeśli dodać do tego gorszące sytuacje związane z plagą dwuwładzy w spółkach publicznych ? to otrzymujemy mało zachęcający obraz sytuacji. Dotychczasowe fiasko idei zyskownych, długoterminowych inwestycji giełdowych skutecznie wyleczyło z takiej formy tezauryzacji własnych oszczędności sporą rzeszę inwestorów. Nie oszukujmy się, na codzienne ślęczenie przed ekranem komputera nie każdy może sobie pozwolić, nie tylko z uwagi na ograniczenia czasowe, ale także wymaganą solidną porcję wiedzy profesjonalnej. Wobec powyższego nie należy oczekiwać, iż rzesza day-traderów będzie szybko rosła. Za relatywnie mało atrakcyjną alternatywę może uchodzić również (z wielu różnych powodów) oferta biur maklerskich, firm AM i TFI. Wyniki zarządzania znaczącej części tych instytucji są dalekie od oczekiwań klientów (pomimo stosowania sztuczek, o których mowa poniżej). Osobną kategorię stanowią Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie, dysponujące pokaźnymi aktywami, na razie charakteryzujące się bardzo małą transparentnością działalności inwestycyjnej w stosunku do pozostałych segmentów rynku inwestycyjnego. Wskazane jest, aby Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń podjął niezwłoczne działania, mające na celu umożliwienie ich obecnym i przyszłym klientom obiektywnej analizy porównawczej działalności inwestycyjnej poszczególnych towarzystw. Przejrzystość tego segmentu rynku leży w jego długoterminowym interesie. Co zatem pozostaje przeciętnemu Kowalskiemu, któremu giełda, nie bez kozery, kojarzy się z przekrętami i brakiem jasnych reguł determinujących jej zachowanie ? lokata bankowa (bezpieczna i na razie rentowna). Bez zmiany, przyznajmy, tego dość pesymistycznego stanu, nie ma co marzyć o doprowadzeniu do sytuacji, w której społeczeństwo nabierze zaufania do giełdy, a ewentualne zachwiania koniunktury nie będą bagatelizowanym problemem jedynie znikomej jego części.Jeśli nie my ? to kto,jeśli nie teraz ? to kiedy?Warto postawić pytanie, co mogą zrobić instytucje nadzorujące rynek kapitałowy, jak i sami uczestnicy rynku, w celu poprawy jego wizerunku? Niezależnie od podejmowanych działań, poprawa sytuacji nie nastąpi z dnia na dzień. Tym niemniej reanimacja rynku nie może ograniczyć się jedynie do działań lobbystycznych. Wraz ze stworzeniem swego rodzaju profesjonalnego planu ostatniej szansy, powinno nastąpić również swoiste oczyszczenie środowiska instytucjonalnych inwestorów. W przeciwnym razie, działania lobbystyczne przyniosą jedynie krótkotrwały i częściowy skutek ? czego efektem będzie stopniowa degrengolada polskiego rynku i instytucji na nim działających.(...) Przysłowiowe walnięcie w stół nie ma sensu bez większego zaangażowania i lepszych efektów pracy centralnych organów administracji rządowej (finansowanych z kieszeni podatników) powołanych do nadzoru nad rynkiem kapitałowym. Ambiwalentna postawa w stosunku do nagannych praktyk ściganych z mocy Prawa o publicznym obrocie papierami wartościowymi (przykłady takich sytuacji można mnożyć) utwierdza w przekonaniu, iż mamy do czynienia z częstym łamaniem fundamentalnej zasady fair play. (...) W tym zakresie dzieli nas jeszcze przepaść w stosunku do cywilizowanych rynków. Nie chcę przez to powiedzieć, iż przestępstwa finansowe tam się nie zdarzają ? bo tak nie jest. Natomiast diametralnie inny jest los delikwentów łamiących prawo. Jeżeli rygory prawa będą doskwierać jedynie osobom pozbawionym większych wpływów, to na polskim rynku kapitałowym grube ryby będą się cieszyć statusem świętych krów. Tak długo, jak będzie trwał taki stan rzeczy, nie należy łudzić się, iż Polacy zmienią w swych oczach wizerunek giełdy. (...)W polskich warunkach rywalizacja na rynku kapitałowym przypomina wyścig na tricki i chwyty poniżej pasa, nie zaś na mózgi i skuteczne strategie inwestycyjne ? co grozi wykrystalizowaniem się szkodliwego fenotypu polskiego inwestora instytucjonalnego dalece odbiegającego od oczekiwanego wzorca (...). nSKRÓTY ? oznaczone jako (...) ? pochodzą od redakcji.Autor zaczął pracę na rynku w 1991 r., był jednym z pierwszych maklerów. Pracował jako bankowiec inwestycyjny w polskich i zagranicznych instytucjach. Był także wiceprezesem jednego z PTE, gdzie kierował pionem zarządzania aktywami.
Nie wdając się w akademicką dyskusję, dotyczącą optymalnego udziałuinwestorów indywidualnych w rynku kapitałowym, należy stwierdzić, iż tym bardziej trzeba hołubić tych z nas, którzy nadwyżki finansowe są wciąż gotowi lokować na publicznym rynku papierów wartościowych. Analiza stanu faktycznego świadczy o czymś zupełnie innym.Lekceważenie interesów tzw. drobnych akcjonariuszy staje się powoli codziennością polskiego rynku publicznego.
Ryszard Jach