Kilka dni temu, gdy przeglądałem strony z notowaniami, zauważyłem coś bardzo dziwnego w tabeli "wartość teoretyczna kontraktów". Przy kursie akcji Elektrimu ok. 2,80 zł i fair value na poziomie minimalnie większym, cena kontraktów wynosiła 3,10 zł. Idealna okazja do arbitrażu (jednoczesna sprzedaż kontraktu i zakup akcji - wykorzystanie dysproporcji w cenach). Licząc potencjalne zyski i wybierając w myślach kolor jaguara, podszedłem do mojej platformy transakcyjnej. Tutaj złudzenia zostały rozwiane. Na derywatach Elektrimu nie było żadnego obrotu, a kurs 3,10 był kursem nietransakcyjnym.

Z podobnymi problemami spotykają się zarządzający funduszami arbitrażowymi. Niewielki wolumen bądź też w ogóle brak płynności na seriach niektórych kontraktów akcyjnych zdecydowanie obniża liczbę okazji inwestycyjnych. Co więcej stosowanie tej strategii jest również utrudnione nawet w przypadku FW20. Nie wszystkie spółki wchodzące w skład indeksu można "sprzedać krótko". Arbitraż może więc być stosowany wyłącznie w przypadku, gdy baza jest dodatnia, tzn. gdy kontrakty są notowane wyżej niż indeks. Niewielka zmienność rynku także nie pomaga arbitrażystom. Powoduje to, że stopa zwrotu z certyfikatów uczestnictwa w funduszach arbitrażowych jest niższa niż odsetki z lokaty bankowej.

A przecież miało być tak pięknie. Dla zarządzających został stworzony specjalny system motywacyjny. Twórcy jednego z funduszy prezentowali rewelacyjne wyniki, jakie przyniosłaby ich strategia, gdyby była stosowana wcześniej. Minął rok, od kiedy największy tego typu fundusz rozpoczął działalność. Rok, który przyniósł rozczarowanie inwestorów. Niektórzy uczestnicy funduszu domagają się jego rozwiązania. Inni narzekają na niską efektywność strategii oraz na brak informacji o tym, co dokładnie dzieje się z ich pieniędzmi.

XVIII wiek był dla Anglii okresem wielu eksperymentów w dziedzinie finansów. Powstały różnorakie fundusze. Niektóre tak oryginalne, że nikt oprócz założycieli nie miał pojęcia, na czym polegała ich działalność. I tak utworzono spółkę do "prowadzenia wielce korzystnego przedsięwzięcia, ale żeby nikt nie wiedział, co to jest". Ogłoszono emisję o wartości 6 mln funtów "w celu zrealizowania projektu dającego powszechniejsze korzyści i pewniejszy zysk, niż jakiekolwiek przedsięwzięcie podjęte wcześniej". Naiwność inwestorów nie znała granic.

Naszym inwestorom brakuje tej potulności. Chcą wiedzieć, czemu strategia nie daje spodziewanych wyników, czy aby fundusz nie zgromadził zbyt dużych jak na potencjał naszego rynku środków i czy poprzednich symulacji nie przedstawiano nazbyt optymistycznie. Ech... bezczelność.