Czego oczekuję od polityków i państwa?

Publikacja: 03.06.2006 08:48

W Polsce mamy obecnie dość nietypową sytuację. W czasie trzech ostatnich rozdań parlamentarnych zwycięskie ugrupowania w miarę szybko powoływały koalicję, która w pierwszym okresie była dość stabilna, a później - zwłaszcza pod koniec kadencji - ulegała stopniowej degrengoladzie. A nawet rozpadowi tak, że kolejne kadencje kończyły z reguły rządy mniejszościowe wspierane przez partie, które w nadchodzących wyborach ponosiły spektakularne klęski.

Gospodarka na dorobku

Teraz byliśmy świadkami konstruowania większościowej koalicji przez blisko 200 dni. Porównując poprzednie ekipy rządowe z obecną, należy stwierdzić, że miały one przynajmniej na początku wyraźnie zarysowany program gospodarczy, o co obecny rząd - zwłaszcza w dotychczasowym składzie - na pewno trudno posądzić. Oczywiście, pewne jego elementy są rozproszone po różnych ministerstwach, ale nie ma jasno określonych spójnych działań. Wielu publicystów i praktyków gospodarczych uważa, że to bardzo dobry znak - politycy nie zajmują się gospodarką, a więc nie mogą jej popsuć. Jako dowód podają, że gospodarka świetnie się rozwija i że tak będzie dalej. Pozwolę sobie nie zgodzić z tym poglądem, a nawet uznać propagowanie go za niezwykle szkodliwe.

Ciągle jesteśmy gospodarką na dorobku i sam fakt, że się rozwijamy, nie może być powodem do samozadowolenia. Jesteśmy krajem lokującym się raczej w ogonie krajów należących do Unii Europejskiej. Kluczowym pytaniem jest, czy wykorzystujemy wszystkie szanse rozwoju oraz czy maksymalizujemy ten proces. Dlatego nie należy się cieszyć, że rządy nic nie robią, ale raczej należy zacząć rozliczać rządy z tego, czego nie zrobiły, aby dystans dzielący nas od unijnych liderów jak najszybciej malał. Do tego potrzeba olbrzymiej wiedzy, a także doświadczenia, aby antycypować skutki nie tylko tego, co zrobimy, ale również, a może przede wszystkim, skutki zaniechania. Powoływanie do rządu ludzi z krótkim doświadczeniem zawodowym, których głównym punktem w CV jest bycie asystentem posła, stwarza wrażenie, że zarządzanie państwem to wyzwanie na miarę zarządzania biurem poselskim. Temat jest zbyt szeroki, aby to rozwijać. Zostawię to na inną okazję.

Jedną z podstawowych kwestii, które należy rozstrzygnąć na wstępie, jest jasne zdefiniowanie, które z kryteriów określających stan naszej gospodarki należy uznać za kluczowe, aby móc stwierdzić, że sprawy idą we właściwym kierunku. W sytuacji każdego kraju i każdej gospodarki będą one inne. W przypadku polskiej należy wziąć pod uwagę fakt, że jesteśmy gospodarką noszącą na sobie skutki kilkudziesięcioletniej polityki rządów komunistycznych i kilkunastu lat naprawy tamtych działań. Aby się w tym połapać, należy niezwykle rzetelnie oddzielić przyczyny od skutków, inaczej stosowane terapie będą złe i zamiast efektów poprawy zanotujemy efekty pogorszenia.

Przyczyny bezrobocia

Zilustruję to na przykładzie bezrobocia. Faktem bezspornym jest, że notowane obecnie w Polsce bezrobocie jest jednym z najwyższych w cywilizowanych krajach. Gdyby prześledzić deklaracje większości polityków i partii, za główną przyczynę bezrobocia uważają działania podjęte na początku III Rzeczpospolitej, w tym szczególnie reformy Balcerowicza. Nie chcę oceniać samych reform, ale pragnę jednoznacznie zaprotestować przeciw uważaniu ich za przyczynę obecnego bezrobocia w Polsce. Przyczyny tkwią jednoznacznie w epoce rządów komunistycznych, a nie później. Gospodarka sterowana centralnie stworzyła byty gospodarcze - przedsiębiorstwa zupełnie nie dostosowane do gry rynkowej pod każdym względem, a w szczególności stosujące przestarzałe systemy zarządzania, produkujące towary w ilościach niedostosowanych do potrzeb rynku i o jakości uniemożliwiającej konkurowanie z produktami wytwarzanymi w gospodarce rynkowej oraz generujące taki poziom i strukturę kosztów, które nie miały racjonalnego uzasadnienia, a wynikały między innymi z przerostów zatrudnienia. Drugi charakterystyczny element gospodarki socjalistycznej to funkcjonowanie jej jako gospodarki ciągłego niedoboru. Polska stała przed wyborem: albo otwarcie rynku i poddanie przedsiębiorstw presji rynkowej i w konsekwencji upadłość tych, które nie zechcą się dostosować do pewnych warunków gry z możliwością pewnego okresu ochronnego na ściśle określony czas, albo zamknięcie się i próby odgórnego reformowania gospodarki, co ćwiczyli i ćwiczą komuniści - "reformatorzy" w takich krajach jak Korea Północna, Białoruś, Kuba. Chiny to nieco inny przypadek, gdyż musi minąć jeszcze wiele lat, aby można było ocenić skutki przeprowadzanych tam reform. Ponadto skala gospodarki chińskiej nie pozwala odnosić zjawisk występujących w tym kraju do tego, co mogło się stać w Polsce, gdyby nie dokonano transformacji gospodarczej. Mnie rozwój Chin, z zachowaniem właściwych proporcji i odniesień, przypomina trochę nasz "dynamiczny" rozwój za Gierka, chociaż różnica jest zasadnicza, jeśli chodzi o poziom kosztów płacowych i świadczeń socjalnych, których w Chinach prawie nie ma.

Trzeciej drogi, która zapewniłaby funkcjonowanie nierentownych przedsiębiorstw i wytwarzanie przez nich konkurencyjnych towarów wraz z otwarciem naszego kraju na świat, nie było.

Aby radykalnie zmniejszyć bezrobocie, należy maksymalnie efektywnie wykorzystać posiadane środki do kreowania nowych stanowisk pracy, a także maksymalizować napływ świeżego kapitału z zagranicy. I tutaj politycy mogą zrobić wiele złego, nic nie robić albo zrobić wiele dobrego. Obecnie koncentrują się albo na zniechęcaniu do inwestowania w Polsce, albo na nierobieniu niczego. Nie możemy się powoływać w tym zakresie na przykłady innych państw, które bronią swych pozycji, bo one bronią swych dominujących pozycji, my natomiast musimy powiedzieć sobie, czy celem numer jeden jest rzeczywisty rozwój gospodarczy, czy tylko "dobre" samopoczucie, że obcych tu nie wpuściliśmy.

Zamiast podsumowania

Pragnę przypomnieć, że istotą socjalizmu było to, że wymyślili go ludzie, którzy sądzili, że metodami administracyjnymi - poprzez państwo, uda się stworzyć konkurencyjną gospodarkę z pełną osłoną socjalną (każdemu według potrzeb). Kosztowało to nas i innych bardzo wiele. Dziś wobec piętrzących się bieżących trudności, wobec dużego rozdźwięku między oczekiwaniami obywateli a możliwościami ich realizacji przez państwo, u wielu, a sądzę nawet, że u większości polityków, a za nimi lub przed nimi - w społeczeństwie, zaczyna umacniać się przekonanie, że jak oddamy więcej pola państwu, czyli politykom, którzy w danym momencie są u steru władzy, to polska gospodarka będzie się szybciej rozwijała, a nam będzie się żyło dostatniej. Nic bardziej błędnego. Do zadań polityków i państwa nie należy bowiem ani ręczne sterowanie gospodarką, ani nicnierobienie dla jej rozwoju, lecz stworzenie takich rozwiązań, które spowodują pojawienie się takich mechanizmów, które zapewnią maksymalne wykorzystanie wszystkich szans, jakie się wokół nas pojawiają.

CV

Emil Wąsacz

Autor jest prezesem zarządu Stalexportu. W latach 1997-2000 był ministrem Skarbu Państwa

Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku