Giełdy wierzytelności batem na dłużników

W internecie roi się od giełd sprzedaży wierzytelności. Do transakcji dochodzi jednak rzadko. Ofery spełniają głównie rolę informacyjną, a nie handlową. Dzięki nim kontrahenci wiedzą, czy współpracują z rzetelnymi firmami

Publikacja: 05.06.2006 10:18

W sieci można znaleźć około 20 dużych giełd wierzytelności, oraz dziesiątki mniejszych. Prowadzą je głównie firmy windykacyjne. Do publikowania danych dłużników oraz kwot, na jakie zalegają, ośmieliła na szerszą skalę ustawa o udostępnianiu informacji gospodarczych z lutego 2003 r. Pozwala ona na ujawnianie danych, jeśli ich celem jest sprzedaż wierzytelności. Handel długami za pośrednictwem giełd wierzytelności nie jest jednak zbyt duży.

Internet utrudnia

dłużnikom życie

- Z wystawianych przez nas długów sprzedaje się miesięcznie ok. 20-25 proc. i jest to możliwe dzięki bardzo aktywnemu podejściu do znalezienia nabywcy- mówi Wojciech Ziobro, właściciel Firmy Prawniczej Ziobrowski z Rzeszowa. - Średni okres sprzedaży wynosi kilkanaście tygodni - szacuje Maciej Mańkowski, analityk rynku z firmy Kruk - zależy od aktywności operatora giełdy. Jeżeli potencjalnych nabywców dodatkowo poszukuje też np. poprzez ogłoszenia prasowe, do transakcji może dojść znacznie szybciej. Na giełdach wierzytelności funkcjonujących w krajach, gdzie takie formy sprzedaży istnieją od dawna, do sprzedaży dochodzi po 6-8 tygodniach od jej wystawienia - dodaje. Na portalu Kruka znajduje się 3,5 tys. ofert o łącznej wartości blisko 9 mln zł. Ofertę sprzedaży wierzytelności przedsiębiorca może tu wystawić za darmo, jeśli dług nie jest starszy niż 12 miesięcy. Prowizję płaci, jeśli dług ktoś kupi. Firmy windykacyjne nie ukrywają jednak, że internetowe giełdy wierzytelności spełniają bardziej rolę informacyjną niż handlową. Są źródłem wiedzy dla potencjalnych kontrahentów. Wywierają też presję na dłużnika, podważając jego wiarygodność. - To naprawdę utrudnia życie dłużnikom, gdy wprowadzimy do wyszukiwarki internetowej nazwę firmy i pod jej stroną pojawia się adres giełdy wierzytelności, na której figuruje ona jako dłużnik - mówi Wojciech Ziobro. - Zawsze staramy się zamieścić dług na możliwie największej liczbie portali - mówi Tomasz Halabowski, rzecznik Domu Obrotu Wierzytelnościami Cash Flow, obsługujący wyłącznie firmy. Na portalu spółki znajduje się obecnie 238 wierzytelności przedsiębiorstw o łącznej wartości ponad 35 mln zł. Średnia wartość wierzytelności to 150 tys. zł.

Nie wszystkie długi umieszczane są na giełdzie. Z 2,5 tys. prowadzonych obecnie przez Firmę Ziobrowski spraw o zapłatę, na giełdzie umieszczone jest tylko 240 pozycji na kwotę około 7,6 mln - co stanowi ok. 10 proc. wartości wszystkich obsługiwanych wierzytelności. Wierzytelności wprowadza się na giełdę dopiero na pewnym etapie postępowania. Wartość pojedynczych długów, wystawionych na sprzedaż, waha się od 55 zł do ponad 600 tys. zł. - Wiadomo, że nikt nie kupi długu wartego 50 zł. Wierzyciel ujawniając go, pokazuje jednak innym kontrahentom, że nie lekceważy nawet niewielkich faktur - wyjaśnia W. Ziobro. Największy, wystawiony i co podkreślamy, sprzedany dług na giełdzie Firmy Prawniczej Ziobrowski przekroczył 3 mln zł. Profesjonalne firmy oprócz pośredniczenia w sprzedaży również skupują atrakcyjne wierzytelności, obracając nimi na giełdzie.

Z cudzymi długami na zakupy

Co kryje się za nielicznymi transakcjami, do jakich dochodzi na internetowych giełdach wierzytelności?

Najczęstszą przyczyną zakupu długów jest chęć kompensaty, czyli zapłaty wobec danego przedsiębiorstwa jego długiem. Jak to działa? Zakupionym za 70 tys. zł długiem o wartości 100 tys. zł firmy X płaci się jej za towar wart 100 tys. zł. Rachunek jest prosty - w kieszeni zostaje 30 tys. zł. - Wiele przedsiębiorstw najpierw wyszukuje dług na sprzedaż, a dopiero potem decyduje się na zakupy u dłużnika. Obecnie próby kojarzenia tego typu operacji to podstawa obrotu wierzytelności - zaznacza W. Ziobro. Swoje długi kupują również sami dłużnicy. Zlecając to firmom windykacyjnym czy prawniczym, zachowują anonimowość. - Zdarza się, że inicjujemy taki handel, wynajdujemy jakąś wierzytelność na sprzedaż i pytamy dłużnika, czy jest zainteresowany jej zakupem. Nie może zrobić tego we własnym imieniu, więc nasza firma jest nabywcą. Później przekazujemy prawa do niej dłużnikowi - tłumaczy nam, chcący zachować anonimowość, przedstawiciel firmy windykacyjnej.

Efekt - dłużnik pozbywa się problemu dużo niższym kosztem, niż gdyby chciał dług po prostu spłacić. Firmy sięgają po tę możliwość coraz częściej. Szczególnie gdy spostrzegają, że zadłużenie i związana z tym utrata wiarygodności zaczyna przeszkadzać w prowadzeniu biznesu.

Z inwestycjami ostrożnie

- Laikowi nie radziłbym jednak inwestować na rynku długów. Naprawdę bardzo łatwo stracić - przekonuje W. Ziobro. Choć długi mogą okazać się intratną inwestycją. Z pomysłem należy jednak zwrócić się do specjalistów, którzy na życzenie klienta poszukają np. firmy do przejęcia za długi. Płaci się dopiero za wykonaną usługę. Właściciel rzeszowskiej Firmy Prawniczej przyznaje jednak, że zlecenia tego typu to rzadkość. Choć, zdaniem Macieja Mańkowskiego z Kruka, widać już, że przejmowanie za długi ma szansę się spopularyzować. Na razie jednak polski rynek giełd wierzytelności dopiero się kształtuje. Daleko mu do Wielkiej Brytanii czy USA, gdzie chętnych do handlu długami jest sporo więcej niż u nas.

Nabywców wierzytelności można tam podzielić na trzy główne grupy. Pierwsza z nich to inwestorzy, którzy traktują rynek wierzytelności jako miejsce do inwestowania kapitału. Do nich możemy zaliczyć firmy faktoringowe, fundusze inwestycyjne, firmy windykacyjne. Stopy zwrotu z tych inwestycji bywają wyższe od uzyskiwanych na rynku kapitałowym czy finansowym. Wierzytelności kupuje się także w celu zarobienia na różnicy między ceną zakupu a ceną sprzedaży. Druga grupa inwestorów to przedsiębiorcy zainteresowani wykupem należności w celu przejęcia podmiotów gospodarczych należących do dłużników. - A dopiero trzecia grupa, najliczniejsza w naszym kraju, to nabywcy kupujący wierzytelność po to, by wyrównać należności wobec swoich kontrahentów - zaznacza M. Mańkowski z Kruka.

- W krajach rozwiniętych inwestycje w długi upowszechniają się od pięciu lat - mówi Piotr Szewczyk, rzecznik brytyjskiej giełdy długów GEDM w Polsce. - I rynek ten postrzegany jest jako coraz bardziej perspektywiczny - dodaje.

GEDM chwali się, że ten nurt inwestycyjny w Europie Zachodniej i USA pozwala mu sprzedawać też długi polskich firm. Jak podaje, od początku roku poprzez swoją platformę zbył ponad 2 tys. wierzytelności za ponad 70 mln zł i to niemal wyłącznie na rzecz inwestorów zagranicznych. Przedstawicielom polskiej branży trudno uwierzyć w te dane. Po co zagranicznym inwestorom długi polskich przedsiębiorstw? - zastanawiają się. - Zlecają ich windykowanie międzynarodowym firmom, działającym również w Polsce - ripostuje P. Szewczyk.

Gospodarka
Podatek Belki zostaje, ale wkracza OKI. Nowe oszczędności bez podatku
Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024