Posłowie debatowali wczoraj nad rządową propozycją wypłaty jednorazowych dodatków do najniższych rent i emerytur. Wszystko wskazuje, że w tym roku pieniądze (w sumie 1,7 mld zł) trafią do świadczeniobiorców otrzymujących z ZUS mniej niż 1,2 tys. zł miesięcznie. Za ustawą opowiedziały się PiS, Platforma Obywatelska, Samoobrona, LPR i PSL.
Gdzie są teraz obietnice?
Parlamentarzyści - zarówno ci z koalicji, jak i opozycji - krytykowali jednak rząd za brak systemowych rozwiązań. Jeszcze kilka miesięcy temu premier Jarosław Kaczyński twierdził bowiem, że w tym roku przeprowadzona zostanie waloryzacja wszystkich świadczeń. W styczniu rząd wycofał się z tego postulatu, twierdząc, że dodatki są bardziej "sprawiedliwe", oznaczają też więcej pieniędzy dla naprawdę potrzebujących. Nowe stanowisko nie spodobało się zwłaszcza Samoobronie. Partia forsuje bowiem projekt corocznej waloryzacji, uwzględniającej nie tylko wskaźnik inflacji, ale również wzrost wynagrodzeń.
Dlatego też posłowie podczas głosowania w piątek będą mieli do wyboru - albo dodatki, albo waloryzacja. Samoobrona z "ciężkim sercem" opowiedziała się ostatecznie za projektem rządowym. Nie stronie jednak od kąśliwych uwag. - W ten sposób konserwujemy prowizorkę, jaką jest system emerytur - stwierdził Rajmond Moric, poseł partii i przewodniczący sejmowej Komisji Polityki Społecznej. Samoobrona domaga się, aby słowo "dodatek" zastąpić w projekcie terminem "zapomoga" i wyraźnie zapisać, że wypłata dotyczy tylko 2007 r.
W podobnym tonie wypowiadali się posłowie Ligi Polskich Rodzin. - Dziś przyjmujemy działanie rządu jako pomoc emerytom, ale widzimy potrzebę rzeczywistej przebudowy systemu - mówiła poseł Elżbieta Ratajczak. - Należy podjąć to wyzwanie - dodała.