Kurs notowanego na giełdzie w Wilnie Sanitasu już odrobił ubiegłoroczne spadki, spowodowane problemami spółki córki - jeleniogórskiej Jelfy. W listopadzie 2006 roku, kiedy w ampułce corhydronu produkowanego przez Jelfę znaleziono niebezpieczną substancję używaną podczas operacji, cena akcji Sanitasu spadła poniżej 13 litów. Obecnie jest już o ponad 30 proc. wyższa. Czy teraz czas na debiut na GPW?

- Pod koniec tego roku zaczniemy rozmowy w sprawie emisji akcji w Warszawie - mówi "Parkietowi" Saulius Jurgelenas, prezes Jelfy i Sanitasu. Dodaje, że celem emisyjnym byłoby pozyskanie kapitału na przejęcia spółek z branży z regionu. - Jeżeli zdecydujemy się na zakup małej firmy, to być może wyemitujemy akcje na giełdzie litewskiej. Gdy ten podmiot będzie większy, wówczas w grę wchodziłaby oferta w polskim rynku - dodaje.

- Myślę, że Sanitasowi trudno będzie odbudować nadszarpnięte zaufanie inwestorów, niemniej jednak dużo może zależeć od ostatecznego wyniku śledztwa, które cały czas jest w toku - komentuje Joanna Swatowska-Rybak, analityk rynku farmaceutycznego firmy PMR. - Spółka bardzo pracuje nad wizerunkiem. Skrupulatnie odnotowuje i publicznie obwieszcza każdy fakt świadczący na jej korzyść w sprawie. Opiera linię obrony na tym, że nie była właścicielem Jelfy półtora roku temu, kiedy doszło do zamiany ampułek - dodaje.

Litewski Sanitas zanotował w ubiegłym roku 3,12 mln euro straty. Skutki afery w Jelfie były zatem bardziej dotkliwe niż prognozował (na początku grudnia firma obniżyła plan wyniku finansowego - z 4 mln euro zysku netto do 2,7 mln euro straty). Niecałą kwotę należy przypisać aferze z corhydronem. - Nasze straty szacujemy na około 2,5 mln euro - mówi Marek Wójcikowski, dyrektor generalny Jelfy.

ANKA