Mówi, że nie wie, czy się nadaje na prezesa. Otwieram szeroko oczy, okazując znak niedowierzania mojemu klientowi. Przecież on jest wymarzonym człowiekiem sukcesu. Jego firma bije rekordy, a jego zespół uwielbia go. Sprawy rodzinne ułożył sobie w sposób doskonały. Szefowie dali mu ostatnio znaczącą podwyżkę. Jest ostatnią osobą, w mojej ocenie, która mogłaby powiedzieć, że nie nadaje się na prezesa. Pytam:
- Co się stało?
- Konkurenci zagrali nie fair. Boją się mnie. Mogę to zrozumieć, ale nie mogę zrozumieć, że uciekają się do takich brzydkich posunięć.
Potem klient długo tłumaczy mi merytorykę sporu między jego firmą a konkurentami, których pozycji najbardziej zagraża jego sukces. Mówi także o swoich uczuciach. Potrafię mu współczuć, ale cały czas nie rozumiem, o co mu chodzi, kiedy twierdzi, że nie nadaje się na prezesa. Podsumowuje to, jak rozumiem, jego problem. Kiwa głową. O co mu chodzi? - pytam siebie, szukając odpowiedzi w jego oczach. A w końcu zadaję pytanie:
- Potrzebujesz pomocy?