Indeks Shanghai and Shenzhen 300, który obrazuje notowania chińskich spółek z obu tamtejszych giełd, stracił wczoraj 9,2 proc. Paniczne reakcje były pochodną wcześniejszej zwyżki, która przez 6 sesji podniosła wartość wskaźnika o 13 proc., a także groźby, że rząd wprowadzi obostrzenia dotyczące nielegalnych inwestycji, które przyczyniły się do silnego wzrostu notowań. Duże wahania chińską giełdę charakteryzują jednak od wielu tygodni. W minionym roku była jednym z najsilniejszych rynków świata. Notowania podskoczyły o ponad trzy czwarte.
BRIC - zawiedzione nadzieje?
Dlaczego sytuacja na chińskim parkiecie miała tak duże przełożenie na zachowanie innych emerging markets? Inwestorzy od początku roku z tamtejszą giełdą, a także innymi rynkami określanymi jako BRIC (Brazylią, Rosją i Indiami), wiązali bardzo duże nadzieje. Do funduszy na nich lokujących płynęły w tym roku największe pieniądze. Ich postrzeganie zaczęło się zmieniać razem z podwyżką stóp procentowych w Japonii. Miała ona wpływ na atrakcyjność inwestycji polegających na pożyczaniu taniego pieniądza na rynku japońskim i lokowania go w bardziej ryzykowne, ale też przynoszące wyższe zyski, aktywa. W dużym stopniu te pieniądze trafiały na rynki wschodzące.
Mimo dużego zainteresowania w tym roku aktywami azjatyckimi, nie wypadają one zbyt korzystnie. Giełda koreańska od końca 2006 roku zyskała jedynie 1,4 proc., a indyjska straciła 2,2 proc.
Greenspan podgrzał nastroje