Ropa naftowa staniała wczoraj po raz pierwszy po trwającym cały tydzień wzroście cen. Do odwrócenia tendencji przyczyniły się dwa czynniki. Pierwszy to przeświadczenie niektórych uczestników tego rynku, że wywindowanie cen do 10-miesięcznego maksimum niczym nie było usprawiedliwione. Drugą przyczyną uspokojenia nastrojów na tym rynku było święto państwowe w Stanach Zjednoczonych, które zużywają najwięcej ropy na świecie.

Z powodu Independence Day cotygodniowy raport Departamentu Energetyki o stanie zapasów ropy i jej produktów w USA będzie opublikowany dzisiaj, a nie jak zwykle w środę. Analitycy spodziewali się, że rezerwy surowej ropy spadły, gdyż rafinerie zwiększyły produkcję benzyny. Rafinerie wykorzystują obecnie 90,2 proc. mocy produkcyjnych. O 1 pkt proc. mniej niż o tej samej porze zeszłego roku. Między innymi dlatego, że rafinerię Flint Hills w Teksasie zamknięto w poniedziałek z powodu awarii, a dużą rafinerię w stanie Kansas też w poniedziałek unieruchomiła powódź. Takie przerwy w pracy rafinerii są szczególnie odczuwalne przez rynek właśnie w lecie, gdyż od czerwca do sierpnia w Stanach Zjednoczonych jest największy popyt na benzynę spowodowany sezonem urlopowym.

Wczoraj pod koniec notowań za baryłkę ropy Brent z dostawą w sierpniu na londyńskiej giełdzie terminowej ICE płacono 72,72 USD, o 21 centów mniej niż na wtorkowym zamknięciu. Przed tygodniem na zamknięciu sesji baryłka kosztowała

70,53 USD.