Biorąc pod uwagę rozszerzenie się spreadów dla obligacji "emerging markets", które nastąpiło w ciągu kilku ostatnich tygodni, ceny akcji na rynkach wschodzących stały się nagle mniej więcej o 1/3 za wysokie (w piątek spread dla indeksu Emerging Markets Bond Spread znalazł się na poziomie niewiele niższym od szczytu z czerwca ubiegłego roku). Tego typu gwałtowna wyprzedaż obligacji krajów "emerging markets", świadcząca o ucieczce inwestorów od ryzyka, w przeszłości stanowiła pewny przepis na korektę cen akcji również na GPW.
Posiadacze akcji mogą obecnie pocieszać się, odwołując się do nieco irracjonalnych argumentów. Mamy obecnie 2007 rok. Rzeczywiście siódmy rok dekady ostatnio nie bywał zbyt szczęśliwy dla posiadaczy akcji. 10 lat temu w 1997 roku nastąpił wybuch kryzysu azjatyckiego, który na GPW przerwał trwającą od marca 1995 hossę. 20 lat temu - w 1987 roku - na Wall Street miał miejsce największy jednodniowy spadek cen akcji w historii: Dow Jones stracił jednego dnia ponad 20 proc. Co w tym pocieszającego? Otóż obie wyprzedaże akcji nastąpiły dopiero w październiku. Typowy ostatnio schemat przebiegu koniunktury na rynkach akcji w siódmym roku dekady to letni szczyt cen akcji, po którym następuje spadek o ograniczonym zasięgu, korekta spadku do początku października i poważniejsze załamanie w październiku. Gdyby rozwój sytuacji w tym roku próbować wpisać w ten schemat, to obecna wyprzedaż byłaby jedynie pierwszą falą spadków, która zostanie prawie w całości odrobiona w trakcie korekcyjnej letniej zwyżki cen akcji. Rekordowa wielkość krótkich pozycji otwartych obecnie na Wall Street również nie świadczy o możliwości wystąpienia głębokich spadków już teraz.
SEB TFI