Sytuacja Rady Polityki Pieniężnej się nam mocno skomplikowała! Po pierwsze, inflacja wcale nie szaleje. Niby nie ma to aż takiego znaczenia, bo przecież decyzje w polityce monetarnej dotyczą przyszłości, ale wskaźnik wzrostu cen robi dobre wrażenie. Szczególnie na politykach, i to nie tylko tych najbardziej niezorientowanych w tematyce. I nie można wszystkiego tłumaczyć zmianami na pojedynczym rynku (telekomunikacja), choć rzeczywiście ich wpływ jest znaczący.
Po drugie, elementy popytowe wskaźnika CPI nie wskazują na jakieś poważne problemy. Podobnie zresztą, jak wskaźniki inflacji bazowej. Co prawda, tu znowu kłania się stwierdzenie, że musimy patrzeć w przyszłość, a nie tylko na teraźniejszość, ale z drugiej strony pomimo, jak twierdzą niektórzy, spóźnienia RPP z rozpoczęciem decyzji o podwyżkach stóp, widać wyraźnie, że nic złego się nie dzieje. A negatywne efekty powinny już przecież przyjść.
I po trzecie, najważniejsze, pogmatwało się na świecie. W USA stopy idą w dół, i to od razu o 50 pkt bazowych, żeby przypadkiem ktoś nie miał wątpliwości o determinacji Fed. Przy czym wcale nie słyszymy komunikatu, że oto problemy inflacyjne najważniejszej gospodarki świata mamy już z głowy. Także szef EBC wyraźnie wyhamował w swoich jednoznacznych sądach na temat konieczności zacieśniania polityki monetarnej. Mało tego, mówi wprost, że na razie żadnych podwyżek stóp nie będzie.
To jest mocny argument dla wielu analityków i ekonomistów, bo francuski jastrząb słynie z dość jednoznacznego podejścia do polityki stóp procentowych. A zatem musi być bardzo źle, albo przynajmniej jest ryzyko, że będzie źle, skoro na razie dalszych podwyżek się nie przewiduje. Co prawda, jest kilka banków w Europie, które stopy dalej podnoszą, ale rzeczywiście takie działanie odbiega od obecnego standardu. Zresztą często jest podyktowane specyficznymi przesłankami.
No, ale mamy oczywiście drugą stronę medalu. Najważniejsze są zmiany na rynku pracy, a dokładnie wynikający z nich wyraźny wzrost wynagrodzeń, połączony ze spadającą dynamiką wydajności pracy. Kilka ostatnich miesięcy wykazywało pogorszenie, ale zdecydowanie najsłabszy pod tym względem był sierpień. Wiadomo, do czego to może doprowadzić. Niektórzy wskazują, że to swego rodzaju nadrabianie zaszłości - w poprzednich latach wzrost wydajności zdecydowanie przewyższał bowiem wzrost płac. Faktem jest jednak, że zagrożenie występuje. W dodatku dalej obserwujemy wysoką dynamikę kredytów, w tym kredytów konsumpcyjnych. Oddziaływanie pierwszych dwóch podwyżek nie było wystarczająco silne. Trudno się jednak dziwić, zważywszy na szybki wzrost wynagrodzeń, co wpływa na zdolność kredytową i wzrost liczby miejsc pracy, co poszerza krąg potencjalnych kredytobiorców. Nie stajemy się na razie poważnie zadłużonym narodem, jednak trend jest silny. I jakby tego było mało, kampania wyborcza prowadzi do znaczącego wzrostu wydatków budżetowych.