Mamy za sobą kolejną sesję, na której pojawiły się rekordy na rynku terminowym i po raz kolejny były to rekordy, które nie znalazły potwierdzenia w podobnych rekordach wartości instrumentu bazowego. WIG20 wprawdzie po raz kolejny zbliżył się do poziomu szczytu hossy (intraday),
ale na zamknięciu zabrakło
ok. 10 pkt, by ten szczyt poprawić. W efekcie cały czas czekamy na wydarzenie, które wydaje się mieć duże szanse na pojawienie się. Już tak długo rynek przebywa w okolicy lipcowych szczytów, że dziwnym by było, gdyby popyt nie skusił się na atak.
Zupełnie inną kwestią jest to, czy ten atak zakończyłby się sukcesem. Przypomnę, że samo
wyznaczenie nowych szczytów hossy nie jest tym, czego faktycznie po popycie należy się spodziewać. Nie jest sztuką jednorazowo rzucić na rynek parę milionów złotych, by padł rekord, bo sama statystyka nas nie interesuje. Dla nas ważny jest taki rekord, który wskazywałby na poważną przewagę popytu, a tym samym, byłby podstawą do oczekiwania kontynuacji ruchu wzrostowego. W przypadku wyznaczenia rekordu i późniejszego szybkiego spadku cen, należałoby ocenić rynek negatywnie i oczekiwać większej przeceny. Obie wersje mają wspólny warunek - do testu lipcowego szczytu musi dojść.