Dane o produkcji przemysłowej, które analitycy BPH przyrównali do informacji o tempie wzrostu płac w ostatnim okresie, pokazują ciemne strony wzrostu gospodarczego. Generalnie bowiem szybki spadek bezrobocia i wyższe płace wydają się zjawiskiem pozytywnym. Zwłaszcza w ustach polityków, którzy stopniują te wyrażenia na różne sposoby.
Jednak spadek bezrobocia oznacza między innymi i to, że na rynek pracy wchodzą osoby "zielone" - które dopiero się uczą zawodów - jak i "odświeżone" długim pobytem na bezrobociu. Obie grupy się uczą, ale nim się nauczą - minie trochę czasu. Nim to nastąpi, wykonują swoją pracę gorzej niż ci, którzy byli na tyle dobrzy, aby utrzymać się na rynku pracy w gorszych okresach. W rezultacie więc efektywność pracy rośnie wolniej, a trzeba za nią płacić więcej, bo teraz nawet o gorszych jakościowo pracowników jest trudniej.
Tę naukę przerobiłem niedawno na własnej skórze. Każdy, kto miał pecha przeprowadzać ostatnio remont, wie, że i materiały są drogie, i trudno znaleźć dobrą ekipę. Też miałem taki problem przy zatrudnieniu glazurników. Ci za wykonaną pracę wzięli jak za zboże, za to robotę wykonali jak - że pozostanę w kręgu ceramiki - fajansiarze.
Być może więc wkrótce, aby utrzymać tempo wzrostu PKB oraz ocalić nerwy następnych remontujących mieszkania, trzeba będzie sięgnąć w większym stopniu po pracowników spoza Polski. Takich, którzy za racjonalne pieniądze będą w stanie zagwarantować jakość doświadczonych profesjonalistów.