Bez wątpienia ostatni rok lub dwa na polskim rynku nieruchomości to czas niebywałej ofensywy podmiotów rodem z Hiszpanii. Przybywało ich bodaj z każdym miesiącem, a niektóre z inwestycji - większość wciąż jeszcze w różnych fazach realizacji - mogły budzić duże uznanie. Ostatni kwartał przyniósł jednak dość wyraźny spadek aktywności deweloperów z Półwyspu Pirenejskiego w Polsce. Czy oznacza to, że ci, którzy chcieli u nas zarobić, już to robią, a kolejnych chętnych spodziewać się nie należy?
Chwilowe uspokojenie
Kilka okoliczności przemawia za udzieleniem odpowiedzi przeczącej. Przyczyn chwilowego uspokojenia wśród obecnych nad Wisłą graczy szukać należy przede wszystkim w procesach, mających miejsce w kraju ich pochodzenia. Tak jak przez laty Hiszpania postrzegana była jako raj dla firm deweloperskich i matecznik potęg na skalę europejską, tak wiosna i lato 2007 roku wspominane będą przez branżę jako czas pełen nerwów i niepomyślnych doniesień z gospodarki i giełdy. Po tym, gdy ceny nieruchomości wzrosły pomiędzy 2000 i 2006 rokiem o 178 proc. (jak nigdzie indziej na kontynencie), przyszło wreszcie otrzeźwienie. Dość nagle zmniejszył się popyt na nowe mieszkania, a banki - z niepokojem śledzące bieg wypadków w Stanach Zjednoczonych - zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów. I nieruchomości zaczęły tanieć - od czerwca do września o 0,9 proc.
W tej sytuacji nie dziwi duża ostrożność, z jaką mające na karku dość poważne długi przedsiębiorstwa podejmują inwestycje w dość odległej i wciąż słabo im znanej Polsce. Jednak mniej więcej od połowy sierpnia atmosfera wokół spółek sektora poprawia się - ich notowania na madryckim parkiecie wreszcie rosną, doszło też do kilku ruchów konsolidacyjnych. Poza tym schłodzenie rynku hiszpańskiego jest w długim okresie Polsce na rękę: nasz kraj wyrasta na główną alternatywę dla rozwoju prężnych firm sektora. Jak napisał prestiżowy dziennik "El Economista": "Polska zamieniła się w nowe pole bitwy pomiędzy hiszpańskimi deweloperami". Wraz ze stopniowym odzyskiwaniem stabilności, powrócą one zapewne z nową energią do walki o najcenniejsze działki w największych polskich miastach.
Hiszpanie "celują" w Poznań, Wrocław i Kraków