W pewnym momencie wczorajszej sesji na rynku nowojorskim już tylko 1,38 USD brakowało
do okrągłych 100 dolarów za baryłkę ropy naftowej (kosztowała ona 98,62 USD). Ta magiczna bariera mogła wczoraj pęknąć, jednak lepszy od prognoz okazał się raport dotyczący zapasów surowca, publikowany przez Departament Energii USA. To trochę zbiło notowania. Okazało się, że w zeszłym tygodniu z amerykańskich magazynów ubyło tylko 821 tys. baryłek ropy, podczas gdy rynek dyskontował zniżkę prawie dwa razy większą. Zdaniem analityków, zanim na rynek trafią dodatkowe ilości surowca, obiecane przez kartel OPEC podczas wrześniowego szczytu tej organizacji, w najbliższym czasie zapasy ropy nadal mogą spadać. Sama ta świadomość,
a także ewentualne dalsze osłabianie się dolara,
w której to walucie notowana jest ropa, przy tak rozgrzanym rynku mogą wystarczyć do przebicia "setki". A do tego dochodzą przecież obawy związane z zatrzymaniem produkcji na polu Valhall (płynie stamtąd 80 tys. baryłek ropy na dobę), należącym do BP, oraz pięciu platformach koncernu ConocoPhillips na polach Ekofisk i Eldfisk z powodu sztormów na Morzu Północnym. Wszędzie tam praca miała zostać wstrzymana wczoraj pod wieczór lub dziś. Na rynek wciąż może też mieć wpływ konflikt turecko-kurdyjski. Po południu płacono wczoraj w Nowym Jorku
97,56 USD za baryłkę, o 0,9 proc. więcej niż w piątek