Skąd ten pośpiech przy aktualizacji Programu konwergencji?

Jedynymi efektami nadgorliwości odchodzącej ekipy są więc dość spore zamieszanie i kłopot nowych polskich władz

Publikacja: 15.11.2007 08:14

Wszystkie kraje członkowskie Unii Europejskiej są zobowiązane do corocznego prezentowania Radzie UE programów przedstawiających oczekiwany rozwój ich sytuacji gospodarczej i określających główne cele w obszarze polityki fiskalnej na okres najbliższych trzech lat. Dokument taki powinien trafić do Brukseli nie później niż 1 grudnia każdego roku. Kraje członkowskie zwykle starają się w pełni wykorzystać czas dostępny na sporządzenie zaktualizowanych programów konwergencji lub stabilności. Tak też było w przypadku Polski w latach 2004-2006. W tym roku polski rząd wykazał się jednak niezwykłą gorliwością w wypełnianiu zobowiązań wobec UE.

Rada Ministrów zaakceptowała aktualizację Programu konwergencji już 16 października, po czym dokument ten skierowany został do Brukseli. Choć sam proces przesyłania dokumentu zajął prawie dwa tygodnie, to i tak Polska jest zapewne pierwszym krajem, który przedstawił UE tegoroczną aktualizację średniookresowego programu polityki fiskalnej. Dość trudno dociec, co się kryje za gorliwością ustępującego rządu. Pierwszą możliwą hipotezę, że przyjmując na kilka dni przed wyborami aktualizację Programu konwergencji rząd był przekonany o kontynuowaniu swej misji, podważa częściowo fakt, że dokument ten został wysłany do Brukseli dopiero w końcu października, kiedy wynik wyborów był już oczywisty. Odchodzący rząd może też próbować tłumaczyć swój pośpiech troską o dotrzymanie przez Polskę terminu wskazanego przez UE, gdyż nowy rząd mógłby mieć trudności z przedstawieniem swego programu przed 1 grudnia. Argument ten podważa jednak fakt, że opóźnienia w przedkładaniu aktualizacji programu konwergencji (lub stabilności) w przypadku zmiany rządu są niemal powszechną i tolerowaną przez UE praktyką. Z możliwości takiej skorzystał rząd premiera Marcinkiewicza, przedkładając swój program dopiero 19 stycznia 2006 r., przy czym uzasadnieniem dla tego opóźnienia była nie tylko zmiana rządu, ale też dokonana na początku stycznia zmiana na stanowisku ministra finansów (objęcie tego urzędu przez Zytę Gilowską).

Pozostaje więc do rozważenia jeszcze trzecia hipoteza, że przedstawiając Brukseli swój program ustępujący rząd chciał w pewnym stopniu związać ręce swoim następcom. Gdyby tak było, to byłoby to jednak działanie mało skuteczne, gdyż wydaje się oczywiste, że nowy rząd będzie chciał wprowadzić korekty do planów nakreślonych przez swych poprzedników. Jest to zresztą zgodne z zaleceniami UE, które sugerują, aby pierwsza aktualizacja programu przedkładana przez nowy rząd przedstawiała jego zamierzenia na okres całej kadencji. Jedynymi efektami nadgorliwości odchodzącej ekipy są więc dość spore zamieszanie i kłopot nowych polskich władz (a w pewnym stopniu też organów UE), co zrobić z tym "kukułczym jajem". Można na szczęście wskazać też jeden pozytywny aspekt całej tej sprawy. Plany redukcji deficytu fiskalnego przedstawione w dokumencie przesłanym do Brukseli dość trudno jest uznać za ambitne. Przez trzy lata i przy średnim tempie wzrostu gospodarczego przekraczającym 5 proc. relacja deficytu do PKB miałaby się obniżyć tylko o 0,5 pkt proc. (z 3 w 2007 r. do 2,5 proc. w 2010 r.). Tymczasem UE oczekuje od krajów objętych procedurą nadmiernego deficytu takiej właśnie skali poprawy sytuacji fiskalnej, ale w ciągu jednego roku, a nie trzech lat. Wydaje się zatem wielce prawdopodobne, że na tle tych tak mało ambitnych zamierzeń ustępującego rządu wszelkie zmiany, jakie zaproponuje nowa ekipa, zostaną odebrane jako znacząca poprawa sytuacji i zwiększą prawdopodobieństwo wyłączenia Polski spod rygorów procedury nadmiernego deficytu. Czy tak się stanie, zależeć będzie przede wszystkim od dokonanej przez odpowiednie organy UE oceny trwałości naszych postępów w ograniczaniu nierównowagi fiskalnej. Największe wątpliwości naszych partnerów z UE może wzbudzić sytuacja w 2008 r. Projekt budżetu na przyszły rok zakłada bowiem dość znaczący wzrost deficytu budżetu państwa, a utrzymanie relacji deficytu całego sektora do PKB na poziomie 3 proc. ma być możliwe głównie dzięki trudnemu do uzasadnienia (i raczej bardzo mało prawdopodobnemu) wzrostowi nadwyżki, jaką mają osiągnąć samorządy lokalne. Ze względu na nacisk czasu i skutki dodatkowych obciążeń uchwalonych przez Sejm w okresie przedwyborczym nowemu rządowi bardzo trudno będzie wprowadzić zasadnicze zmiany do konstrukcji budżetu na 2008 r. Bez takich zmian w przyszłym roku może jednak dojść do wzrostu relacji deficytu fiskalnego do PKB, a to z kolei oznacza, że nawet przy dobrych wynikach 2007 r., zakończenia przez UE procedury nadmiernego deficytu wcale nie należy uważać za sprawę przesądzoną.

Wiesław

Szczuka

główny ekonomista BRE Banku

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego