Serbia może stać się przyczółkiem Gazpromu do dalszej ekspansji na Bałkanach. Prawdopodobnie jeszcze przed końcem roku pod kontrolę gazowego giganta wpadnie serbski naftowy koncern NIS. Ponadto Rosjanie mają otrzymać zgodę na poprowadzenie przez terytorium Serbii gazociągu South Stream, którym surowiec ma być transportowany do Włoch i dalej do Europy, oraz budowę magazynów błękitnego paliwa.
Nie wszyscy chcą Gazpromu
W październiku Aleksiej Miller, szef Gazpromu, zapowiedział, że nie traktuje tych projektów jak oddzielnych inwestycji, lecz jak kompleksowe przedsięwzięcie. Wśród prozachodnich członków rządu w Belgradzie takie deklaracje wywołały poważne zaniepokojenie. W razie gdy plan Gazpromu się spełni, większość aktywów serbskiego sektora energetycznego znajdzie się pod kontrolą Rosjan.
Nieoficjalnie wiadomo, że do urzędników, którzy byli przeciwni sprzedaniu NIS, należy Mladan Dinkic, minister gospodarki. Prozachodnie skrzydło jeszcze do niedawna forsowało wariant przekazania serbskich rafinerii w ręce konsorcjum z udziałem brytyjsko- -holenderskiego koncernu Royal Dutch/Shell, węgierskiego MOL-a oraz OMV z Austrii. Wiele wskazuje na to, że w ekipie premiera Vojislava Kosztunicy więcej do powiedzenia mają jednak osoby sympatyzujące z Moskwą. W piątek zastępca serbskiego premiera Bożidar Delić podczas wizyty rosyjskiej delegacji stwierdził, że Serbia ma ambicję stać się energetycznym liderem w regionie, a może to osiągnąć tylko przy pomocy Rosji.
Losy NIS przesądzone