Inwestorze, patrz na fundamenty

Z Anną Chmurzyńską, partnerem w Capital One Advisers, stołecznej firmie pełniącej rolę autoryzowanego doradcy na rynku NewConnect, rozmawia Adrian Boczkowski

Publikacja: 24.11.2007 08:44

O czym powinno się pamiętać, inwestując na NewConnect zarówno w ramach oferty pierwotnej, jak i na rynku wtórnym?

Inwestorzy mają bardzo ograniczony zasób informacji z rynku, bo spółki niepubliczne nie są przyzwyczajone do komunikacji z nimi. Nawet jednak, jeśli wiadomo coś o działalności, sposobie zarządzania, strategii rozwoju, historii firmy z mediów, to nie są to nadal oficjalne komunikaty spółki. Wiele zależy więc od tego, czy autoryzowany doradca zapewni przeprowadzenie pełnej analizy firmy, a następnie przedstawi inwestorom kompleksowy dokument, świadczący o tym, że taka analiza miała miejsce. Dokument ten jest źródłem wiedzy, ale także pewnym dowodem, że spółkę przeanalizowali obiektywni specjaliści - w tym prawnicy czy biegli rewidenci. Inwestorzy powinni więc zwrócić uwagę na to, jakim zasobem informacji dysponują - czy są to informacje, które przekonają ich, że to dobra inwestycja.

Powinni zwrócić uwagę także na to, w jakim momencie znajduje się ogólnie rynek - czy jest na nim dobra koniunktura, czy może jest to okres koniunktury gorszej. Jeśli rynek jest w okresie hossy i w tym okresie kupują akcje po wysokich cenach charakterystycznych dla tego okresu, to szansa na zadowalający zwrot na inwestycji jest mniejsza, niż kiedy rynek jest np. w fazie korekty. Dodatkowo, niezależnie od tego, czy nabywa się akcje spółki przed debiutem na NewConnect czy później, dobrze jest zaakceptować horyzont inwestycyjny przynajmniej roku czy półtora roku. Spółka musi mieć przecież czas na zainwestowanie pozyskanych pieniędzy i pokazanie wymiernych efektów swoich działań. W Polsce, gdzie giełda dość niedawno się tworzyła, powstał po części krótkoterminowy i spekulacyjny styl inwestowania, szczególnie widoczny w grupie inwestorów indywidualnych. Natomiast przestrzegam przed tym w stosunku do spółek z NewConnect. Przyjęło się już na rynku założenie, że są one obarczone wysokim ryzykiem - a to nie jest obecnie rzeczywiste odzwierciedlenie charakteru tych podmiotów. Są na NewConnect, i będą tam , spółki o zróżnicowanej działalności, historii, perspektywach i poziomie ryzyka - ryzykowne, ale i stabilne, można rzec całkiem "normalne", podobnie jak na rynku regulowanym.

W większości są to jednak firmy planujące skokowy wzrost skali działalności - i często mające na to szanse. Jednak nie będzie to taki wzrost, że w ciągu trzech miesięcy skala działania spółki zwiększy się o kilkadziesiąt procent. To tempo faktycznego wzrostu spółki, a więc jej wartość fundamentalna, będzie się przekładało na zarobek inwestora i to trzeba zrozumieć oraz zaakceptować, świadomie inwestując na NewConnect.

A na co inwestorzy powinni zwracać największą uwagę, aby ich inwestycja stała się "strzałem w dziesiątkę"? Czy bardziej powinien liczyć się biznesplan, czy może obecne wyniki albo ludzie tworzący daną firmę, ich dokonania?

Na pewno elementy historii działalności. Jeśli nawet spółka dopiero co powstała i ma nowy pomysł na podbój wytypowanego segmentu rynku, to dobrze byłoby, aby tę ideę wcielali w życie ludzie, którzy mają już określoną historię biznesową.

Nie musi to być oszałamiający sukces. Nawet jeśli ktoś raz wyciągnął naukę z niepowodzenia przedsięwzięcia, to też jest już jakaś historia. Oczywiście lepiej, jeśli jest to historia sukcesu lub gdy konkretny podmiot ma już na koncie określone dokonania, może pokazać dynamikę przychodów, pozytywne wyniki finansowe z dłuższego okresu. Biznesplan i strategia są niezwykle istotne, ale powinno zwracać się uwagę, jak są one prezentowane. Jeśli na przykład prezes spółki od dawna ją prowadzi, ma wizję, pomysły, potrafi je wiarygodnie przedstawić, wypowiada się w mediach ekspercko na temat swej branży i działalności, rozumie wartość spółki z perspektywy akcjonariuszy, to temu człowiekowi można zaufać bardziej niż komuś, kto nie sprawia wrażenia osoby silnie zaangażowanej w sprawy spółki, kto ponadto nie potrafi spojrzeć na rozwój spółki publicznej z perspektywy inwestora. Gdzie w procesie wprowadzania spółki na NewConnect widzi Pani sposobność do nadużyć czy wręcz "przekrętów"? Na co inwestorzy powinni być wyczuleni?

Praktyka jest taka, że najpierw przeprowadzane są w związku z planowanym debiutem na NewConnect emisje prywatne, a dopiero potem publikowany jest formalny dokument informacyjny.

Choć inwestorzy indywidualni z reguły nie zagłębiają się w lekturę prospektu emisyjnego przed klasycznym IPO i kierują się rekomendacją oferującego, jednak prospekt jest dokumentem obowiązującym, na którym mogą bazować. Natomiast w przypadku oferty prywatnej może teoretycznie nastąpić sytuacja, w której dopiero przy publikacji dokumentu informacyjnego inwestor dowie się o ewentualnych słabych stronach bądź czynnikach ryzyka związanych z emitentem. Mogło mu się zatem wydawać, że kupił coś innego, niż okazało się w rzeczywistości. Należy pamiętać, że możliwość wycofania się z takiej inwestycji poza późniejszą sprzedażą kupionych już akcji jest w tym wypadku, w mojej opinii, mocno ograniczona.

Czy "światełkiem ostrzegawczym" dla inwestorów powinno być to, że na NewConnect wprowadzanych jest dużo akcji założycieli firmy, szczególnie gdy mogą je od razu sprzedać (są bez lock-upu)?

Zawsze doradzamy właścicielom-założycielom, by nie wychodzili z inwestycji w pierwszej ofercie, bo ich pozostanie w spółce jest dodatkowym potwierdzeniem dla potencjalnych nowych akcjonariuszy, że wartość firmy będzie rosła. Ale z drugiej strony, niektóre przedsiębiorstwa, które chcą wejść na NewConnect, istnieją kilkanaście lat. Są to z reguły także firmy rodzinne. Członkowie takiej rodziny mogą być w różnym wieku, mieć różne życiowe plany. Ktoś może chcieć spieniężyć to, co budował przez dużą część życia i na przykład przejść na "emeryturę". Trudno wymagać, by ktoś taki wiązał się ze spółką na resztę swojego życia czy na kolejnych kilka, kilkanaście lat. Część akcjonariuszy, wychodząc częściowo ze swojej firmy, chce również dywersyfikować sposób zaangażowania osobistego majątku, ale w takiej sytuacji udział akcji przeznaczonych do sprzedaży z reguły nie powinien przekraczać poziomu 10-15 proc. wszystkich walorów.

A co, jeśli debiutant dopiero co powstał, tak naprawdę ma tylko biznesplan i wchodzi na NewConnect bez emisji nowych akcji? Wtedy tylko założyciele sprzedają walory. Do tej pory taka operacja miała miejsce w przypadku Virtual Vision i okazała się bardzo zyskowna...

W zasadzie uznaję, że sam pomysł na działalność to na dzisiejszym rynku zbyt wczesne stadium rozwoju firmy, aby debiutować na NewConnect, na którym działają inwestorzy niespecjalizujący się w inwestowaniu o profilu venture capital. Najpierw warto jest jednak pokazać, że coś się już zrobiło. Na czym bowiem ma bazować inwestor, podejmując decyzję? Na jakiej podstawie spółka miałaby być wyceniona? Nie ma bazy w historii finansowej, zaś sporządzenie w takiej sytuacji prognozy może być obarczone sporym ryzykiem

Wydaje się, że w takiej sytuacji właściciele powinni pozostać w spółce co najmniej kilkanaście miesięcy i dopiero potem wybrać się po pieniądze od inwestorów. Nie mogę ani nie chcę oceniać tu jakiegokolwiek konkretnego postępowania, ale uważam, że warto byłoby wcześniej uwiarygodnić firmę przed inwestorami, szczególnie tymi, którzy nie oceniają we własnym zakresie emitenta, zanim zaoferuje się im akcje.

NewConnect traktowany jest ogólnie przez inwestorów jako rynek bardziej ryzykowny niż GPW, a przez wielu wręcz jako rynek czysto spekulacyjny. Czy jest szansa na zmianę postrzegania tego parkietu? Bo przecież bardzo różne spółki na nim debiutują. A może te o silnych fundamentach, istniejące kilkanaście lat, po prostu pomyliły miejsca?

NewConnect został skutecznie nagłośniony, więc wielu właścicieli spółek uznało, że to może być dla nich ciekawa propozycja pozyskania kapitału czy uzyskania płynności zaangażowanego kapitału. Słusznie prezentowano wizję, że jest to droga mniej obarczona procedurami, szybsza i tańsza dla emitenta niż ta na główny parkiet. Przedsiębiorcy są ludźmi czynu i często nie rozumieją, dlaczego prospekt miałby czekać na zatwierdzenie przez KNF kilka miesięcy. Giełda zastrzegła, również słusznie, że jest to z natury rynek o większym ryzyku, ze względu na mniejsze wymogi informacyjne i formalne w stosunku do debiutantów. Zamiast prospektu można zastosować uproszczony dokument informacyjny, zatem ostrożnościowo można przyjąć, że spółki mogą być znacznie mniej dogłębnie sprawdzone.

Oczywiście, takie ostrzeżenia były potrzebne. Ale na tym rynku są również przedsiębiorstwa stabilne, duże i z długą historią. Będą też kolejne, w tym nasi klienci. Dla nich liczy się możliwość szybszego i tańszego pozyskania kapitału i tylko dlatego podmioty te znalazły lub znajdą się na NewConnect. Trzeba odróżnić te firmy od spółek zupełnie niewielkich i bardzo młodych. Uważam, że błędem jest traktowanie tego rynku jako spekulacyjnego, gdyż nie jest on jednorodny. Kluczem w inwestowaniu jest tu bowiem analiza fundamentalna.

Postrzeganie NewConnect zmieni się, kiedy będzie na nim notowanych zdecydowanie więcej spółek i pojawi się więcej inwestorów instytucjonalnych, którzy będą stabilizować kursy. Na razie rynek ten jest jeszcze dla wielu nich zbyt płytki, ale obserwujemy i liczymy tu na szybkie zmiany.

W jaki sposób inwestorzy instytucjonalni mogliby zwiększyć swoją obecność na NewConnect?

Dobrym pomysłem byłoby utworzenie funduszy lub subfunduszy inwestujących w spółki notowane na NewConnect. Mogłyby one tworzyć portfele składające się z akcji większych firm, średnich i start-upów. To powinno maksymalizować potencjalne zyski przy stosunkowo niskim ryzyku. I z pewnością inwestorzy, którzy boją się samodzielnie inwestować na NewConnect, byliby skłonni powierzyć pieniądze profesjonalistom. Rozumiejąc taką potrzebę, sami rozpoczęliśmy prace nad powołaniem takiego funduszu.

Problemem jest też obecnie niska płynność. Czy ma Pani jakiś pomysł, aby to zmienić?

Kluczem do rozwiązania tego problemu jest prawidłowe skonstruowanie struktury oferty, która powinna być kierowana również do drobnych inwestorów, zapewniających podaż po debiucie. Drugim ważnym elementem jest współpraca z animatorem rynku w zakresie wykraczającym poza niezbędne minimum. Jednak płynność powinna w głównej mierze opierać się na inwestorach. Aby wzmóc ich zainteresowanie, spółki powinny mieć bardzo dobrą komunikację z rynkiem - informować o tym, co się w nich dzieje, o swoich planach, aktualizować stronę internetową, a przede wszystkim budować fundamentalną wartość rynkową.

Dziękuję za rozmowę.

Anna

Chmurzyńska nadzoruje

w Capital One Advisers

m.in. projekty

z zakresu

wprowadzania firm na rynek

publiczny.

? W latach

2001-2002

była dyrektorem ds. fuzji i przejęć

w banku Calyon Polska

(dawny Credit

Lyonnais).

? Od 1995 roku pracowała w Grupie Firm Doradczych EVIP, gdzie od 1999 roku pełniła funkcję dyrektora Evip Capital.

? Ukończyła Uniwersytet Warszawski (Ośrodek

Studiów

Amerykańskich) ze specjalizacją zagraniczne

inwestycje

bezpośrednie.

Fot. A.Cynka

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy