Ostatnia sesja tygodnia była zdominowana przez politykę. Wpływ wydarzeń z Sejmu był naturalnie niewielki, choć rynek wyraźnie znieruchomiał w trakcie stosunkowo długiego wystąpienia Donalda Tuska. Można przypuszczać, że przynajmniej część uczestników rynku przysłuchiwała się treści exposé. Inna część zapewne śledziła wystąpienia i prezentacje
w ramach organizowanej przez giełdę konferencji o instrumentach pochodnych. Niezależnie, co wpłynęło na zmniejszoną aktywność graczy, sam jej spadek jest faktem i ma pewne, choć niewielkie, konsekwencje. Mała aktywność i niewielka zmienność cen tuż po tym, jak dzień wcześniej rynek wykonał ruch wzrostowy, sugeruje, że mamy do czynienia
z przystankiem. Skoro ceny nie spadły, ale wykreśliły konsolidację, można przyjąć, że jest ona płaską korektą i po jej zakończeniu zwyżka będzie kontynuowana. Taki wniosek jest z pewnością przyjemny dla posiadaczy długich pozycji, choć należy sobie zadać pytanie, czy faktycznie na bazie tego są podstawy do budowania optymistycznych prognoz. Zauważmy, że w horyzoncie dłuższym niż dwie ostatnie sesje mamy cały czas spadek cen. Trwa on już prawie miesiąc. To, co dzieje się w ostatnich dniach, nie można nazwać inaczej, jak korektą wcześniejszej przeceny. Jak już wspominałem wielokrotnie, pierwszą oznaką, że nie jest to tylko korekta, byłoby pokonanie poziomu szczytu z 14 listopada. To wtedy sesja zaczęła się wyjątkowo dobrze, ale po wysokim otwarciu
i konsolidacji do akcja przystąpiła podaż, czego efektem była dalsza przecena w kolejnych dniach
i pogłębienie spadku. Teraz popyt musi sobie z tym lokalnym szczytem poradzić. Wczorajsze utrzymanie rynku na relatywnie wysokim poziomie daje szansę przynajmniej na to, by posiadacze długich pozycji doświadczyli próby wyjścia ponad wspomniany poziom oporu. Czy ona się uda, to już oddzielna kwestia. Jeśli się uda, będzie można przyjąć, że popyt odzyskał siły i będzie próbował zbliżyć się przynajmniej do okolic 3800 pkt. Niektórzy wspominają